sobota, 20 kwietnia 2013

Rozdział IV - Afera zdjęciowa


Cześć i czołem! Zazwyczaj swoje trzy gorsze wrzucam na koniec notki, ale z racji tego, że akurat ten rozdział jest dość długi zrobię tym razem na odwrót. ^^' Jak wcześniej wam obiecałam dostaliście tasiemca (o ile można to tak nazwać). Szczerze mówiąc, to byłam pewna, że to 3 rozdział będzie jednym z najdłuższych, a tu taka niespodzianka dla mnie. Musiałam jednak nadrobić te prawie dwa miesiące nieobecności (które zauważyłam całkiem niedawno) dłuższą notką. Tym razem postaram się regularnie co miesiąc dodawać przynajmniej dwa nowe rozdziały. Ech, czasami przydałoby się dostać od kogoś kopa dla motywacji. 
No cóż, już nie zanudzam i zapraszam do lektury oraz komentowania! 

***

  Tydzień wcześniej poznałam bardzo urocze i zabawne rodzeństwo – Alexa i Armina. Okazali się bardzo dobrymi ludźmi, od razu się do nich przywiązałam. Na przerwach grałam z Arminem na konsoli, a po szkole szalałam z Alexym po sklepach. Alexy był gejem, więc raczej nie miałam u niego szans, mimo to często na zakupach szliśmy pod rękę chichocząc, gdy ktoś obok komentował jaką to ładną parą jesteśmy. Armin zaś był zakochany w swoich gierkach, więc on również był nieuchwytny przez dziewczyny. Serein, która na początku odnosiła się do nich z dystansem również ich bardzo polubiła. Amber przez ten tydzień siedziała cicho. Ja po akcji z wyznaniem starałam się unikać Nataniela, co wcale nie było łatwe. 
  Właśnie szłam z Alexym  do szkoły przy okazji popychając się i wygłupiając. Długo śmialiśmy z porannego budzenia Armina, który po całonocnym maratonie gier nie chciał wstać. Jego brat próbował go obudzić na wszystkie sposoby, ale nie udało mu się. 
  Kiedy wchodziliśmy na teren szkoły przy wejściu zauważyłam Nataniela, który się w nas wpatrywał. Złapałam Alexa za rękę.
- Spokojnie, jestem tutaj z tobą. Szybko obok niego przejdziemy – pocieszał mnie przyjaciel.
  W odpowiedzi uśmiechnęłam się blado. Gospodarz nagle zaczął iść w naszą stronę. Serce mi mocniej zabiło, więc wbiłam paznokcie w dłoń niebieskowłosego, przez co on zasyczał z bólu.
- Hetania – odezwał się blondyn, gdy już się przy nas znalazł. – Możemy porozmawiać?
- Um, pewnie – odpowiedziałam lekko drżąc.
- A moglibyśmy porozmawiać w cztery oczy? – Spojrzał znacząco na Alexa, zaś on na mnie. Kiwnęłam chłopakowi głową dając znać, że wszystko będzie w porządku. Niechętnie zostawił nas samych udając się w stronę szkoły.
- To o czym chciałeś pogadać? – zapytałam nawet nie spojrzawszy na niego.
- Amber upiera się, że to nie ona wylała na ciebie farbę.
- To nic nowego.
- Nie mogę jej ukarać nie mając żadnych dowodów.
- Więc uważasz, że kłamię? – rzuciłam zirytowana.
- Tego nie powiedziałem – westchnął przykładając rękę do czoła.
- Dobrze, to wszystko? Muszę już iść. – Nie czekając na jego odpowiedź odwróciłam się na pięcie.
- Czekaj! – Złapał mnie w ostatniej chwili za rękę. – Dlaczego mnie ostatnio unikasz? Nawet nie odwiedzasz mnie w pokoju gospodarzy. Jesteś zła, bo Amber nie otrzymała swojej kary? – Zamurowało mnie. Czy on już zapomniał co się stało tydzień temu? Uznałam, że lepiej będzie wszystko mu wyjaśnić wprost.
- Odrzuciłeś mnie i ja już się z tym pogodziłam, ale niezręcznie się czuję, gdy przebywam z tobą – wyrzuciłam nawet nie zastanawiając się nad tym wszystkim. Moje serce biło mocno i szybko. Miałam nadzieję, że tego nie usłyszy. Nataniel, który nadal trzymał mnie za rękę teraz mocniej ją ścisnął.
- Posłuchaj, ja… - zaczął, ale nagle przerwał, gdyż Melania go w tamtej chwili zawołała. Nie lubiłam jej. Wiedziałam, że podkochuje się w blondynie, lecz ten również ją odrzucił. Tym razem ucieszyłam się na jej widok. Skorzystałam z okazji i wyrwałam się z uścisku gospodarza, a następnie szybko pognałam do szkoły. Wiedziałam, że w tamtym momencie stchórzyłam, ale nie przejmowałam się tym zbytnio.

  Szybko weszłam do klasy B, gdzie czekała na mnie już trójka przyjaciół. Armin widocznie wygramolił się z łóżka. Zauważywszy mnie Serein szybko wstała z ławki i podbiegła do mnie.
- I jak? Co chciał? – zapytała.
- Chodziło o sprawę Amber. Nie może jej zawiesić , bo nie jest pewny czy to ona podstawiła to wiadro.
- Co za idiota! – prychnął Armin.
- Dokładnie. Nie jesteśmy tu nawet miesiąc, a już zauważyłem jaka ona jest zepsuta – dodał jego brat.
  Cieszyłam się, że chociaż oni są po mojej stronie. Byli oni dla mnie prawdziwym wspraciem w tej całej sytuacji.
- Coś jeszcze? – dopytywała się czerwonowłosa.
- Nie, tylko to – skłamałam.
- Tyle dobrze – westchnęła. – Okej, zaraz dzwonek, więc lepiej już pójdę. Spotkamy się w kawiarence na dłuższej przerwie. – Pomachała nam i wyszła z klasy.
- My też już będziemy się zbierać – powiedział Alex.
- Co? Ja nie chce jeszcze iść – uparł się Armin.
- Idziemy! – warknął jego brat i prawie siłą wyciągnął go z klasy.
  Nie żebym była wredna, ale czasami miło patrzyło się na ich kłótnie, były bardzo zabawne. Zresztą ich fochy nie trwały zbyt długo, bo po kilku minutach znów zagajali jakiś temat i rozmawiali zupełnie tak, jakby nic się nie stało. Pomyślałam sobie, że ja z Serein nigdy się tak poważnie nie pokłóciłyśmy. To w sumie bardzo dobrze i dziwne, gdyż znamy się już dość długo. 
  Moje rozmyślenia przerwała Violetta, która weszła do klasy i usiadła w ławce obok mnie cicho łkając.
- Violka, co się stało? – zapytałam spokojnie. Dziewczyna pokazała swój ołówek, który został połamany.
- Mój ulubiony… - rozpłakała się jeszcze bardziej.
- Kto to zrobił?
- A-Amber. – Zmarszczyłam brwi. Tak, to w jej stylu – nękać innych. Ale żeby doczepić się do wrażliwej i niewinnej Violetki? Nie pójdzie jej to płazem.
- Spokojnie, Violettka, nic się nie stało. – Szybko wyciągnęłam z mojego piórnika ołówek ozdobiony przeróżnymi zwierzątkami. – Weź go. Podobno ci się podobał. – Podałam jej przedmiot. Przyjęła go niepewnie.
- Naprawdę… mogę? – zapytała nieśmiało.
- Pewnie, możesz go wziąć. – Uśmiechnęłam się.
  Dziewczyna zaraz się rozpromieniła i od razu przystąpiła do wypróbowania ołówka. Uśmiechnęłam się ponownie pod nosem i kiedy zadzwonił dzwonek wypakowałam podręczniki. Fioletowowłosa rysowała przez całą lekcję. Jednakże nie widziałam nigdzie Amber.

  Po lekcji wychodząc na dziedziniec w końcu znalazłam blondynkę, która właśnie lepiła się do palącego papierosa buraka. Pewnie postanowiła po wagarować z nim, ku niezadowoleniu Kastiela. Szybko skierowałam się w ich stronę, lecz gdy już miałam zawołać Amber, ta szybko pobiegła w stronę swoich przyjaciółek, które stały przy bramie szkoły.
- Cholera… - syknęłam wkurzona.
Wtem usłyszałam głos Kasa:
- A ty tu czego? Znów będziesz mi prawić morały? – spytał marszcząc brwi.
- Nie jestem twoją niańką, żeby cały czas cię pilnować – odpowiedziałam. – Szukałam Amber, ale ta w ostatniej chwili musiała mi uciec.
Chłopak uniósł lekko brwi.
- Po co?
- Nie interesuj się – rzuciłam krótko i szybko zmieniłam temat. – Była z tobą całą godzinę?
- Taa… Tak mnie wkurzała, że prawie wypaliłem całą paczkę papierosów – mruknął.
- Palisz, żeby się odstresować?
- Nie interesuj się. – Uśmiechnął się wrednie. Wiedząc, że dalsza rozmowa nie ma sensu udałam się w stronę szkoły. Akurat zmierzała tam też Amber ze swoją brygadą. Przed schodami zagrodziłam jej drogę.
- Musimy pogadać – powiedziałam na tyle spokojnie, na ile umiałam.
- Nie mamy o czym. Wystarczy już, że Nataniel myśli, że to ja wylałam na ciebie tą farbę! – rzuciła wściekle.
- A to niby nie byłaś ty?
- Nie, choć to był świetny pomysł! W zieleni zdecydowanie ci do twarzy – zaśmiała się kpiąco. Kiedy chciała mnie wyminąć złapałam ją mocno za ramię, aż ta zapiszczała:
- Puść mnie!
  Nie zważając na jej słowa mówiłam dalej.
- Więc w odwecie za to, że na ciebie poskarżyłam dokuczasz innym? Co ci niby Viola zrobiła?
- Zamknij się! Ta mała debilka sama się napatoczyła. Dziewczyny, pomóżcie mi!
  Wtedy do akcji przyłączyły się Li i Charlotte, które wcześniej się tylko przyglądały. Wyrwały Amber z mojego uścisku i popchnęły tak mocno, że upadłam na ziemie. Blondynka dochodząc do siebie prychnęła i weszła do szkoły.
  Wstając usłyszałam jak ktoś klaszcze. Podniósłszy głowę ujrzałam Kastiela szczerzącego się od ucha do ucha. Od początku przyglądał się temu wszystkiemu! Lekko czerwona szybko uciekłam do szkoły.
- Głupi Kastiel – mamrotałam pod nosem idąc szybkim krokiem przez korytarz. Gdy byłam już przy zakręcie poślizgnęłam się i poleciałam do przodu. Przez chwilę przed moimi oczyma ukazał się znak „Uwaga, ślisko!”. Cóż, za ironia…
  Już miałam się przygotować na twarde lądowanie, lecz upadłam na coś miększego i cieplejszego. Otworzyłam lekko oczy i ukazała mi się znajoma postać.
- Lys-Lysander! – krzyknęłam.
Miał zamknięte oczy. Musiał uderzyć głową o ziemie, gdy na niego upadłam. Spanikowana miałam już pobiec do pielęgniarki, kiedy ktoś chwycił mnie za nadgarstek.
- Nic mi nie jest – powiedział nie kto inny, jak Lysander łapiący się za głowę. Uklękłam przy nim.
- Przepraszam, tak bardzo przepraszam! Nie zauważyłam, że jest świeżo umyta podłoga – wyrzuciłam z siebie te słowa tak szybko i chaotycznie, że miałam wątpliwości czy mnie zrozumiał.
- Nic się nie stało. Znów chodziłem z głową w chmurach. – Uśmiechnął się blado.  – Dobrze, że nic ci nie jest. – Wstał i wyciągnął do mnie rękę, by mi pomóc. Uśmiechnęłam się i ją przyjęłam.
- Dziękuję i jeszcze raz przepraszam – powiedziałam jeszcze raz, gdy kątem oka zauważyłam jakiś cień, który mi mignął.

W końcu doczekałam się długiej przerwy. Umówiłam się z Serein w kawiarence obok szkoły. O dziwo dyrekcja szkoły nie miała nic przeciwko, że uczniowie się tam udają na przerwach. Była tylko po drugiej stronie ulicy. Atmosfera była tam bardzo ciepła i przyjemna.
  Przechodząc przez korytarz zauważyłam grupkę uczniów zgromadzonych przy tablicy ogłoszeń. Z ciekawości podeszłam tam zobaczyć o co chodzi. Po przeciśnięciu się do niej odjęło mi mowę. Na tablicy wisiała kartka z moim zdjęciem. Moim i Lysandra! Ktoś musiał uchwycić moment , gdy na nim leżałam po upadku. Pod zdjęciem zaś widniał napis:

„Kolejny w sidłach Hetanii!”

  Było to odręczne pismo, które jak się domyślałam należało do…
-Peggy! – Rozległ się mocny i głośny głos Lysa. – Jak można być tak nieczułym, by wywieszać po całej szkole jakieś kartki z bezpodstawnymi oskarżeniami? – zwrócił się do dziennikarki stojącej na boku z uśmiechem przyglądającej się swojemu dziełu.
- Jak to bezpodstawne? Są przecież zdjęcia! – odpowiedziała przewracając oczami.
- To jeszcze nie jest wystarczający dowód. – Jego głos był spokojny, ale oczy mówiły zupełnie co innego. Podeszłam do nich i również postanowiłam udać niewzruszoną.
- Peggy, co to ma być? – Wskazałam na zgraję uczniów zgromadzonych przy tablicy, lecz kątem oka bacznie nas obserwujących. – Do czego ma ci to służyć?
- Po moim artykule „Kiki brudzi, Dyrektor nie sprząta”, Pani Dyrektor się wkurzyła i zawiesiła moją działalność w gazetce szkolnej. Nie rozumiem czemu, artykuł poruszył wszystkich!
- Co to ma do rzeczy? – Zniecierpliwił się białowłosy.
- Odkąd nie mogę się w niej udzielać nie mam jak dzielić się z innymi najlepszymi smaczkami, dlatego pozostaje tablica ogłoszeń – odparła z dumą. W tamtej chwili nie wytrzymałam. Podbiegłam do tablicy i zerwałam z niej kartkę, następnie odwróciłam się w stronę Peggy i rozerwałam ją na małe kawałeczki.
- Właśnie TO myślę o twoich artykułach – syknęłam na co ta tylko prychnęła.
- Jak uważasz… Ale o te zdjęcia się nie martw! Mam mnóstwo kopii. – Uśmiechnęła się.
- Peggy, to niedopuszczalne. Jeżeli teraz nam ich nie oddasz możesz mieć kłopoty – zagroził Lysander, który nadal sprawiał wrażenie bardzo spokojnego. Dziewczyna nie przejęła się zbytnio jego słowami. Szybko go wyminęła unosząc dumnie głowę.
  Uczniowie, którzy już bez skrępowania oglądali całą tę scenkę również rozeszli się do swoich klas.
- Przepraszam – zaczęłam. –Mogłam być bardziej uważna. – Spuściłam głowę.
- Co się stało to się już nie odstanie – rzekł pocieszająco i przygładził moje włosy.
- Musimy zgłosić to gospodarzowi i pozrywać resztę plakatów. – Skinęłam głową. Snieżnowłosy ciągnął dalej. – Podzielmy się zadaniami, ty pójdziesz do Nataniela, a ja…
- N-nie – przerwałam mu. – Lepiej ja zajmę się zdjęciami. Zorganizuję do tego grupkę, która mi w tym pomoże.
Lysander przez chwilę się wahał, ale w końcu zgodził się na taki układ. Wkrótce się rozdzieliliśmy.

  Miałam nadzieję, że Alexy mi pomoże, ale on musiał zostać po lekcjach w klasie i pomóc w czymś nauczycielce. Armina zaś nigdzie nie było.
  Właśnie zmierzałam na drugie piętro, by pozbyć się reszty plakatów, gdy zobaczyłam przy schodach skuloną postać. Podeszłam bliżej i od razu rozpoznałam czerwoną czuprynkę i swój oryginalny styl.
- Serein, co tutaj robisz? – Właśnie wtedy przypomniało mi się, że miałyśmy się spotkać w kawiarni  – Ach, wybacz! Zapomniałam o naszym spotkaniu. Wiesz, zatrzymało mnie parę spraw.
- Parę spraw mówisz… - mruknęła nadal trzymając głowę między kolanami.
- Tak, dzisiaj trochę się działo – westchnęłam. – Ale, Sere, co ci się stało? Czemu tutaj siedzisz?
- To nic, nie przejmuj się mną. Ja i tak dla nikogo nic nie znaczę - załamał się jej głos.
- Co za głupstwa opowiadasz!
- Dobrze wiem co mówię! – Zerwała się na równe nogi. W jej oczach lśniły łzy. Nagle wyciągnęła ze swojej torby zdjęcie moje i Lysandra i cisnęła nim we mnie.
- To nie to co myślisz. Nie zrobiłabym ci tego! Dobrze wiesz, że ja i Lysander nigdy nie…
- O tak! – przerwała mi. – Prawdziwa przyjaciółka nigdy by mi tego nie zrobiła.
  Popchnęła mnie tak mocno, aż poleciałam na ścianę. Patrzyłam z przerażeniem w jej oczy pełne nienawiści. Ta jednak odwróciła się na pięcie i udała w swoją stronę. Na chwile przystanęła i rzuciła ciągle stojąc do mnie plecami:
- Nie chcę cie już nigdy więcej widzieć. Nienawidzę cię.
  Po tych ostatnich słowach zsunęłam się po ścianie i załkałam. Straciłam przyjaciółkę przez te głupie zdjęcia Peggy! Mój płacz z każdą chwilą się nasilał, trzęsłam się i nie dbałam o to, że ktoś mnie zobaczy w takim stanie. Ale nagle poczułam czyjąś dłoń na moim ramieniu. Podniósłszy głowę napotkałam ciepłe, błękitne oczy Armina. Bez namysłu rzuciłam się na niego przyciskając głowę do jego klatki. Chłopak z początku nie zareagował, jednak po chwili przytulił mnie z niezwykłą siłą.
- Cii… będzie dobrze – uspokajał. 


sobota, 23 lutego 2013

Rozdział III - Wyznanie


Stałam na korytarzu wkurzona. Właśnie spadło na mnie wiadro, byłam pewna, że jest to sprawka tej przy głupawej paczki księżniczek. Spojrzałam w stronę Amber, która jak zwykle świetnie się bawiła moim kosztem. Nie chciałam im dać większej satysfakcji, dlatego udałam, że się tym wcale nie przejęłam.
- Brawo, Amber, wylać na kogoś wiadro z wodą to wielka sztuka. Gratuluję pomysłu – powiedziałam ironicznym uśmiechem. Nie zrobiło to jednak wrażenia na Amber.
- Żeby to tylko była woda – odpowiedziała śmiejąc się głośniej. Spojrzałam na swoje dłonie, które pokrywała gęsta maź. Zielona farba, to była zielona farba! Tym razem blondyna przesadziła. Jak najszybciej pobiegłam do pokoju gospodarzy. Głośno zatrzasnęłam za sobą drzwi, aż Nataniel lekko podskoczył.
- Spójrz co Twoja siostrzyczka mi zrobiła! – krzyknęłam na cały pokój, przerywając Natanielowi w pracy.
- To naprawdę Amber zrobiła? – Nie dowierzał.
- Oczywiście, że tak! Przecież nie zrobiłabym tego sama! – odrzekłam poirytowana. Gospodarz podał mi ręcznik.
- Jak to się mogło stać?
- Chciałam pójść na dziedziniec, zjeść śniadanie. Kiedy otworzyłam drzwi spadło na mnie wiadro z farbą. Amber tam była i się zemnie śmiała. – powiedziałam wszystko przy jednym wydechu.
- To wcale nie znaczy, że to ona – odrzekł spokojnie blondyn.
- A kto inny postawiłby tam wiadro?! Nataniel, opamiętaj się w końcu i przestań jej ciągle bronić! – warknęłam zirytowana. Jak on mógł być tak ślepy na jej bezczelne zachowanie?
- Nic nie rozumiesz. To moja siostra i wiem, że do tego by się nie dopuściła. Ja też czasami mam jej dość, ale kocham ją i próbuje jakoś znieść jej wybryki.
- Ja Ciebie też kocham, ale to nie znaczy, że przez cały czas będę znosić... – urwałam, bo zdałam sobie sprawę co powiedziałam. Blondyn wpatrywał się we mnie z wielkimi oczami, był czerwony. Spuściłam głowę. Bałam się mu spojrzeć w twarz. Czekałam na jego reakcję. Miałam wrażenie, że sekundy trwają paręnaście minut. Nagle usłyszałam jego ciche westchnienie.
- Hetanio, bardzo Cię lubię, ale... – Cofnęłam się do tyłu. Już wiedziałam, że nic z tego nie będzie.
- J-jasne – przerwałam mu. – Rozumiem. Nie jestem w twoim typie... – Czułam jak łzy spływają mi po policzkach. Nie chciałam się rozpłakać przy nim, ale nie mogłam ich powstrzymać.
- Hetania... – Zrobił krok w moją stronę, ale ja szybko wybiegłam z pokoju w stronę klubu ogrodników. Zaszyłam się w kącie pod szklarnią i rozpłakałam się już na dobre. Co to do cholery było za wyznanie? Najpierw przychodzisz się poskarżyć, a następnie ni stąd, ni zowąd wyznajesz mu uczucia? Co za idiotka! Karciłam siebie w myślach płacząc coraz głośniej. Nagle usłyszałam dźwięk pękającej gałęzi. Spojrzałam w górę i przez załzawione oczy ujrzałam dwie rozmazane sylwetki. Starłam rękawem łzy, aby mieć lepszy obraz. To byli dwaj chłopcy, których wcześniej nie widziałam. W dodatku bliźniaki! Jednakże znacznie różnili się wyglądem. Pierwszy miał ciemne włosy i niebieskie oczy. Jego szyja była obwiązana lekkim szalem, całość jego ubioru była stylowa i schludna. Drugi zaś posiadał jasnoniebieskie włosy i oczy w odcieniu różu. Na szyi miał zawieszone słuchawki, a jego strój był dość luźny. Wpatrywałam się w nich jakąś chwilę, oni również nie ukrywali zaciekawienia mną. Ciemnowłosy chłopak w końcu się odezwał.
- Ach, byłem pewien, że to rośliny wydają takie odgłosy, miałem rację. – Zapomniałam już, że nadal mam zielone włosy. Co za wstyd.
- Zamknąłbyś się. Nie widzisz, że biedulka płacze? –skarcił go ten drugi.
- No pewnie, znalazł się rycerz na białym koniu. – Przewrócił oczami pierwszy chłopak.
- Co za debil! Nie zwracaj na niego uwagi. – Puścił mi oczko różowooki.
- Coś Ty powiedział?! – zirytował się jego brat. Doszło do przepychanki. Obserwowałam ich z lekkim rozbawieniem. Ta sytuacja przypominała mi rodzinne spotkania przy obiedzie. Ojciec kłócił się z wujami o to,  która drużyna piłkarska jest najlepsza, a ja z moimi kuzynkami o różnych ważnych i mniej ważnych rzeczach z życia zwykłych nastolatek. Jako, że jestem jedynaczką i zazwyczaj nie mam z kim prowadzić takich dyskusji lub po prostu się posprzeczać zatęskniłam za swoją rodziną, a tym dwóm trochę pozazdrościłam. Zrozumiałam też dlaczego Nataniel tak bardzo broni Amber. Było mi trochę głupio, że tak na niego nawrzeszczałam. Głupio było mi też z powodu tego nagłego wyznania uczuć. Nie wiedziałam nawet czemu to zrobiłam. Zaśmiałam się żałośnie. Przykuło to uwagę kłócących się jeszcze przed chwilą bliźniaków.
- O, widzę, że Cię bawimy – uśmiechnął się chłopak w słuchawkach. Poczułam jak czerwienieją mi policzki i ukryłam się pod ręcznikiem od Nataniela.
- K- kim jesteście? – zapytałam spod materiału.
- Wojownik, lvl 87 – odezwał się czarnowłosy. Jego brat skarcił go wzrokiem.
- Nie słuchaj go. Nazywam się Alexy, a ten idiota to mój brat Armin. – Wskazał na swojego towarzysza. Ten tylko prychnął i przewrócił oczami.
- Jestem Hetania, miło mi – odpowiedziałam cicho. Alex uklęknął przede mną i próbował spojrzeć mi w oczy.
- Powiesz co się stało? – zapytał z zatroskaną miną. Westchnęłam. Przez chwilę się zawahałam. Nie powinnam mówić o tym wszystkim komuś, kogo ledwo co poznałam, ale od tych dwóch wręcz biła dobroć. Miałam tylko nadzieję, że to nie były tylko pozory. Postanowiłam opowiedzieć im wszystko. O tym jak od  przyjścia do tej szkoły traktuje mnie Amber, o mojej zmianie i o reakcji pani profesor, o Natanielu i o tym jakim cudem moje niebieskie włosy stały się zielone. Obaj chłopcy słuchali mnie uważnie. Nawet Armin, który na początku wydawał się nie zainteresowany.
- To okropne! – odrzekł Alexy kiedy skończyłam.
- Chętnie wypróbowałbym jakiegoś dobrego skilla na tej laluni – dodał jego brat.
- Ech, już się nią jakoś nie przejmuje. Przywykłam. Bardziej zastanawiam się jak spojrzę teraz Natanielowi w oczy. – Bracia zastanowili się przez chwilę.
- Daj mu czas. Pewnie niedługo o tym zapomni i będzie tak jak dawniej. – niebieskowłosy pogłaskał mnie czule po dłoni. Ten gest sprawił, że zrobiło mi się cieplej na sercu. Armin odchrząknął, razen z Alexym odwróciliśmy się w jego stronę.
- Chciałbym Tobie przypomnieć, braciszku, że mamy wycieczkę do tego pana gospodarza. Musimy odnieść mu zdjęcia i formularz zgłoszeniowy
- Och, będziecie chodzić do Słodkiego Amorisa? – Chłopcy przytaknęli. Byłam szczęśliwa. Polubiłam ich od razu. Cieszyłam się, że mnie wysłuchali i doradzili co mam zrobić. Teraz będę mogła mieć jeszcze większe wsparcie z ich strony.
- Okej, ale najpierw trzeba coś zrobić z Twoimi włosami – stwierdził Armin i przyniósł wąż ogrodowy.
- Ch-chyba żartujesz? – zapytałam przerażona. Alex uśmiechnął się do brata i pociągnął mnie do przodu.
- Pochyl głowę! – krzyknął rozbawiony. Zrobiłam co kazał i niemal natychmiast poczułam lodowatą wodę na karku. Zapiszczałam głośno, co sprawiło, że chłopcy wybuchli śmiechem. Dość dziwna sytuacja, ale już po chwili widziałam jak zielona farba spływa z moich włosów. Gdy Armin skończył polewać mnie wodą Alex zawinął moje włosy w ręcznik i dał mi swoją kurtkę, mimo moich sprzeciwów.
- To teraz będziesz musiała po szkole chodzić w mokrych włosach.
- Cóż, lepsze to niż chodzenie w zielonej farbie – westchnęłam. Poszliśmy w końcu do szkoły. Chłopcy przeszli do pokoju gospodarzy, a ja udałam się do klasy A. Nie chciałam stać pod tym pokojem. Moje serce i tak już szalało, gdy obok niego przechodziłam. Usiadłam w ławce i czekałam na bliźniaków. Nagle do klasy wkroczyła Serein.
- Hetuś! – jęknęła. – Dlaczego masz mokre włosy i co to za kurtka? – wypytywała.
- Długa historia – machnęłam ręką. Usłyszałam jak drzwi od klasy się uchyliły. Zobaczyłam w nich Amber. Spojrzała na mnie ze złością i szybko wyszła. Czyżby Nataniel zdążył już z nią porozmawiać? Zaraz po niej do klasy wpadli Armin i Alexy.
- Aaa, Hetania. Już wyschłaś? – zaśmiał się Armin. Moja przyjaciółka obrzuciła ich oboje wściekłym spojrzeniem.
- To Wy jej to zrobiliście?! – warknęła podchodząc do nich.
- Co? Nie, to nie my! – bronił się Armin.
- Cicho! – krzyknęła Serein. Nie widziałam jej nigdy takiej wściekłej. Nie spodziewałam się, że może aż tak gwałtownie zareagować. Nie poznawałam jej. Szybko złapałam ją za ramię nim coś jeszcze się stało.
- Sere, to nie oni. Amber wylała na mnie wiadro z farbą, a oni pomogli mi ją domyć – usprawiedliwiłam ich. Dziewczyna odetchnęła z ulgą.
- Ach, tak? To dobrze. – Odwróciła się do nich i uśmiechnęła się. Chłopcy byli zaskoczeni jej nagłą zmianą nastroju.
- Nie widziałam was tutaj wcześniej.
- Są nowi. To jest Armin, a to Alex, właśnie składali papiery – wytłumaczyłam przedstawiając ich przy okazji.
- A właśnie. Byliśmy u tego Twojego Nataniela. Był strasznie blady i zdenerwowany. Wszystko mu wypadało z rąk - zaczął Armin. Moje serce bardziej przyśpieszyło, gdy wspomniał o nim.
- No, całkiem ładny jest, nawet w moim guście. Szkoda tylko, że taki z niego drań – ciężko westchnął Alex. Nie bardzo go zrozumiałam. Spojrzałam na Armina, ale ten tylko szeroko uśmiechnął się szeroko.
- Drań? Czy ja o czymś nie wiem? – spojrzała na mnie Serein. Westchnęłam.
- Chodźmy coś zjeść, wszystko Ci wytłumaczę. – Zaciągnęłam ich wszystkich na dziedziniec, gdzie wszystko wytłumaczyłam przyjaciółce. Od początku do końca słuchała z otwartymi ustami. Gdy skończyłam zaczęła strasznie wyzywać Amber, a następnie pocieszać mnie tłumacząc, że znajdę kogoś fajniejszego niż Nat. Kiwałam tylko głową niezbyt przekonana. Później Armin i Alex opowiadali o sobie. Dowiedziałam się, że Armin jest maniakiem gier komputerowych, a Alex lubi chłopców. Przy tym drugim zakrztusiłyśmy się z Serein kanapkami. Armin wybuchnął głośnym śmiechem. Zrozumiałam już co Alex wcześniej miał na myśli. Cóż, dzień na początku zapowiadał się fajnie, ale Amber wszystko zniszczyła. Ja w sprawie Nataniela chyba też nie zostawałam bez winy. Postanowiłam, że przez jakiś czas będę go unikać.

poniedziałek, 31 grudnia 2012

Rozdział II - Zmiana

Następnego dnia wstałam wcześniej, aby nie powtórzyć wczorajszego spóźnienia. Poprzedniego wieczoru naszykowałam ubrania, więc dziś nie musiałam sobie nimi zawracać głowy. Zjadłam śniadanie i mogłam już wychodzić. Przed wyjściem ostatni raz spojrzałam w lustro. Uśmiechnęłam się i wyszłam.
Kiedy pojawiłam się w szkole miałam jeszcze trochę czasu do dzwonka, dlatego postanowiłam pochodzić po szkole. Ludzie, których mijałam ciągle się za mną oglądali, co szczerze powiedziawszy sprawiało mi niemałą satysfakcję. Uśmiechając się pod nosem nagle na kogoś wpadłam.
- Prze-przepraszam Cię bardzo! - To była Serein, która już miała odejść, lecz w ostatniej chwili złapałam ją za rękę.
- Tak po prostu sobie pójdziesz i nawet się ze mną nie przywitasz? - zaczepiłam ją z uśmiechem. Czerwonowłosa odwróciła się w moją stronę i otwarła szeroko oczy.
- Hetuś? To naprawdę Ty? - zapytała niepewnie.
- Tak, to właśnie ja - odpowiedziałam dumnie.
- Całkowicie się zmieniłaś! - To prawda. Zafarbowałam włosy na niebiesko, włożyłam fioletowe soczewki. Na szczęście moja szafa zawierała wiele skarbów, które były ukryte za sztywnymi sukienkami. Postawiłam na luźny styl z nutką dziewczęcego uroku. Ubrałam niebieską bluzkę w fioletowe wzory, do tego dobrałam fioletową spódniczkę w kratkę z luźno zwisającym łańcuchem, założyłam również buty na koturnie, aby troszkę przybrać w centymetrach, dzięki nim prawie patrzałam przyjaciółce w oczy. Do tego wybrałam też parę dodatków w formie biżuterii, które dopełniały cały strój.
- Hehe, może troszkę przesadziłam z tą metamorfozą.
- Troszkę, ale nowy wygląd Ci pasuje - pochwaliła mnie przyjaciółka. Ucieszył mnie fakt, że moje nowe wcielenie jej się podoba. Na jej ocenie chyba zależało mi najbardziej, w końcu miała ona swój awangardowy styl bycia. Przy niej zawsze czułam się taka zwyczajna, czasami nawet zazdrościłam jej tej odwagi. 
- Dziękuję. Nie mogę się doczekać miny Amber, gdy mnie zobaczy! - ekscytowałam się. Akurat wtedy do szkoły wkroczyła Amber ze swoją świtą. Przechodziła między ludźmi patrząc na wszystkich z góry niczym królowa na swoich niewolników. Oglądając to całe przedstawienie, aż chce się jej doczepić pawie pióra do jej tłustego tyłka. Pasowałyby wprost idealnie. Uśmiechnęłam się i ruszyłam w jej stronę. Gdy już zbliżałam się do swojego celu nagle otworzyły się przede mną drzwi od pokoju gospodarzy, którymi prawie dostałam w twarz. Zza nich wyszedł Nataniel od razu mnie rozpoznawszy. 
- Hetania, co Ci się stało? - zapytał zaskoczony. 
- Mówisz to tak, jakbym zrobiła z siebie jakieś dziwadło - odpowiedziałam troszkę obrażona. Nie takiej reakcji się po nim spodziewałam.
- Nie to miałem... - zaczął, lecz pewna blondynka mu przeszkodziła zastępując mu drogę.
- Oho, któż to jest? Czyżby jakaś uczennica z wymiany? Nie! To przecież nasz kurdupel postanowił zafarbować sobie włosy i myśli, że teraz społeczeństwo ją zaakceptuje? - naigrywała się ze mnie Amber. Szczerze mówiąc to nie wiedziałam, że posiada taki szeroki zasób słów. Kto by się spodziewał po takiej blondynce zadufanej w sobie. 
- Co to ma być? Jakiś tandetny niebieski i fiolet? Jakbyś nie wiedziała to te kolory były modne lata temu! - próbowała mnie pouczyć w kwestii mody, więc w końcu wybuchłam. Stąpnęłam nogą w jej kierunku lekko ją tym strasząc. 
- Myślisz, że jesteś taka fajna? Coś Ci się chyba pomieszało, przecież sama nosisz jakąś tandetną biżuterię w kolorze turkusu oraz poszarpaną bluzkę, którą mogłaby nosić moja ciotka. Już Twoje goryle ubierają się lepiej - wysyczałam w jej stronę. Na Amber, która bardzo przejmuje się modą najwyraźniej wywarło ogromne wrażenie.
- Ta zniewaga krwi wymaga - dostałam od niej w odpowiedzi. Już prawie doszło do bójki między nami, ale Nataniel, który wcześniej przyglądał się całej sytuacji wkroczył do akcji i starał się nas rozdzielić.
- Spokojnie! Bez żadnych bójek i wyzwisk! - krzyczał odciągając nas od siebie.
- Z nią i tak nie ma co gadać. Spadam stąd. - Blondynka machnęła swoimi włosami i odeszła do swoich przyjaciółek.
- To ja też już sobie pójdę - powiedziałam szybko do gospodarza i uciekłam do Serein, która z jakiś powodów się śmiała.
- Co Cię tak bawi? - zaczęłam, gdy już się przy niej znalazłam.
- Ta cała sytuacja... Zderzenie z drzwiami, Hetuś broniąca swojego tytułu modnisi, ale i tak z tego wszystkiego najlepsza była mina Nataniela, kiedy postawiłaś się Amberzycy. - Złapała się za brzuch ciężko oddychając przez swój wcześniejszy niekontrolowany śmiech.
- Nie wiem co w tym było takiego śmiesznego, ale... jaką minę miał Nataniel? - zapytałam nie ukrywając swojej ciekawości.
- Haha, nie powiem!
- Serein! - błagałam.
- Ona była nie do opisania... To tak jakby mu ulżyło, ale i był troszkę przerażony.
- Przerażony? - zdziwiłam się.
- Tak, przerażony - potwierdziła. - Na prawdę śmiesznie to wyglądało - zachichotała. Nie rozumiałam dobrego humoru Serein i chyba nawet nie chciałam.
- No to nici z mojego planu. A tak bardzo chciałam zobaczyć zaskoczoną minę Amber! - westchnęłam zrezygnowana.
- Nie była jakoś specjalnie zaskoczona - zauważyła czerwonowłosa. Chciałam coś dodać, ale przeszkodził mi dzwonek na lekcje. 
- Okej, to ja lecę na zajęcia. Do zobaczenia - pożegnała się i ruszyła pod swoją klasę. Ja w końcu zrobiłam to samo. 
Oczywiście jakimś niesamowitym i jakże wspaniałym cudem nasza kochana nauczycielka od chemii wyzdrowiała. Mało tego, musiała się doczepić do mojego wyglądu. Zrobiła nam wykład o tym jak dzisiejsza młodzież powinna wyglądać. Lysander stanął w mojej obronie oświadczając, że młodzież powinna wyrażać siebie, nie ważne w jaki sposób. Niestety, to nie zrobiło żadnego wrażenia na pani profesor. Zagroziła nam, że jeśli nadal będziemy się tak stroić, to obiecuje nam, iż nie przejdziemy do następnej klasy. I tak właśnie minęła nam lekcja, na której w ogóle nie przerobiliśmy materiału, ku uciesze pozostałych.
- To strasznie irytuje, gdy ktoś Cię ocenia po wyglądzie. Nie powinna nam zakazywać ubierania się wedle naszych upodobań - zaczepił mnie Lysander po zajęciach. Był bardzo zły, co mnie trochę przerażało. Byłam przyzwyczajona do jego stoickiego spokoju, najwyraźniej kwestia jego wyglądu wywracała go z równowagi. Pierwszy raz widziałam go w takim stanie. Westchnęłam cicho.
- Nic na to nie poradzimy. Nawet gdybyśmy zrobili jej dwugodzinny wykład na ten temat, to i tak pani psor nadal będzie wiedziała swoje - odpowiedziałam zastanawiając się, czy groźba z niezdaniem do kolejnej klasy była na poważnie.
- Musimy jej pokazać, że mamy siłę do walki z nią. - Szczerze mówiąc to nie bardzo podobał mi się pomysł wali z nauczycielką od chemii. Zwłaszcza przez to, że nie jestem mocna z tego przedmiotu, ale zapał Lysa jakoś mnie przekonał. 
- Okej, możesz na mnie liczyć - uśmiechnęłam się.
- Dzięki. Dam Ci znać jak na coś wpadnę - odwzajemnił uśmiech i odszedł.
Postanowiłam zjeść śniadanie na dziedzińcu. Po drodze spotkałam Amber i jej koleżanki, które o dziwo mnie nie zaczepiły tylko uśmiechały się tylko do mnie wrednie. Zastanawiając się o co chodzi wyszłam na dziedziniec, gdy coś spadło mi na głowę...

- - - - - -
Uff, wyrobiłam się! Tak jak obiecałam jest nowy rozdział jeszcze w 2012 roku! >D
Tak na prawdę miał być on troszkę dłuższy, ale stwierdziłam, że większość osób nie lubi tasiemców, dlatego bardziej ciekawszą część (według mnie) pozostawiłam do następnego rozdziału. 
Teraz już na zakończenie chciałabym życzyć wszystkim osobom, które czytają tego bloga 
Szczęśliwego Nowego Roku! Niech wasze wszystkie marzenia i dobre sny się spełnią, a pechowa trzynastka okazała się szczęśliwą liczbą!

czwartek, 13 grudnia 2012

Rozdział I - Kompleksy



Był piękny wiosenny poranek. Słońce świeciło budząc do życia zwierzęta i rośliny. Powoli otworzyłam oczy, lecz promyki słońca sprawiły, że zaraz musiałam je zamknąć. Po krótkiej chwili wstałam głośno ziewając, usiadłam na brzegu łóżka i ślepo wpatrywałam się w szafę ozdobioną naklejkami w kształcie motyli. Spojrzałam w stronę zegara, który wskazywał 7:50. Chwila... co? Za 10 minut mam lekcje, spóźnię się! Rzuciłam się w stronę łazienki. Nie marnując już czasu myłam zęby jednocześnie rozczesując długie włosy. Z łazienki wybiegłam do pokoju i zaczęłam przekopywać swoją szafę w celu znalezienia ubrań, jednak na nic nie mogłam się zdecydować. Obiecuję, że od dziś codziennie wieczorem będę szykować ubrania na następny dzień. W końcu wybrałam białą sukienkę w czarne wzory, a do tego dobrałam czarne balerinki. Stanęłam przed lustrem, aby ocenić końcowy efekt. Przyjrzałam się sobie dokładnie. Moje długie jasnobrązowe włosy sięgające mi do pasa były zniszczone, a zielone oczy skryte pod gęstą grzywką, mój mały wzrost nie współgrał ze średniej wielkości piersiami. Nic do siebie nie pasowało. Mój wygląd nie pasował do mojego charakteru. Mimo, że wyglądałam tak od prawie zawsze to dopiero teraz to zauważyłam, tak wyglądając nie czułam się do końca sobą. Z moich rozmyślań wyrwał mnie wrzask mamy.
- Hetania, jesteś już spóźniona! – Zerknęłam na zegar, wskazywał on 8:05. Chwyciłam w pośpiechu torbę, zarzuciłam ją sobie na ramię  i wybiegłam z domu. Przeklinając siebie po drodze za oglądanie anime do późna dotarłam do szkoły. Szczęśliwa faktem, że jestem spóźniona tylko 17 minut z głośnym hukiem na kogoś wpadłam.
- Aua. – Złapałam się za głowę.
- Jak Ty chodzisz, debilko?! – To był Kastiel, który właśnie zwiewał z lekcji po to, by zapalić.
- Ach, Kastiel miło mi Cię widzieć w ten poniedziałkowy poranek – powiedziałam z sarkazmem. – Czyżbyś znów się DOTLENIAŁ na świeżym powietrzu zamiast czerpać przyjemności z wykładów profesora? Nieładnie – ciągnęłam dalej drocząc się. Ten tylko zaciągnął się bardziej papierosowym dymem. – Jakiś problem? Właściwie to już dawno po ósmej, a Ty nadal nie w klasie. Nieładnie – odpowiedział dmuchając mi ohydnym dymem prosto w twarz, co spowodowało, że dostałam napadu kaszlu, zaś Kastiel napad śmiechu.
- Jasne, już lecę – wykaszlałam wyrywając mu z ust papierosa zaraz potem rzucając go na ziemię i przydeptując.
- Co Ty idiotko wyprawiasz?! – krzyknął czerwonowłosy wkurzony.
- Życie masz tylko jedno, więc nie zmarnuj go zatruwając się tymi świństwami – pouczyłam Kastiela wchodząc do szkoły całkowicie ignorując jego dalsze wyzwiska. Wiedziałam, że i tak zaraz wyciągnie drugą fajkę, ale już mnie to nie obchodziło. Jeśli nadal chce marnować kasę na to gówno tylko po to, by się „odstresować”, nie będę go już powstrzymywać. Nie będzie mnie to już obchodziło, wcale.
  Stanęłam przed drzwiami klasy A, wzięłam głęboki wdech i weszłam do środka.
- Bardzo przepraszam za spóźnienie – wydukałam szykując się na ostre wywody pani od chemii na temat spóźniania się, ale ku mojemu zdziwieniu usłyszałam spokojny i łagodny głos pana Frazowskiego.
- Nie szkodzi. Proszę, usiądź na swoje miejsce – machnął ręką dalej pisząc na tablicy. Może to jednak będzie dobry dzień? Pomyślałam idąc w stronę swojej ławki, ale się myliłam. Nie chwal dnia przed zachodem słońca – to rada na przyszłość. Zahaczyłam o coś (a raczej o kogoś) nogą i upadłam na ziemię, dziwnym trafem obok ławki Amber.
- Ha! Nie dość, że spóźnialska to jeszcze chodzić normalnie nie potrafi. Bardzo mi przykro, ale nie nadajesz się do życia w normalnym społeczeństwie – zachichotała blondynka ze swoją koleżanką Azjatką. Z zaciśniętymi zębami wstałam i usiadłam w ławce obok Violetty, szkicującej jak zwykle w zeszycie.
- Czy coś mnie ominęło? - zwróciłam się do niej po krótkiej chwili.
- Och! – podskoczyła – Nie zauważyłam Cię. N-nie, chyba nic Cię nie ominęło. Po prostu dzisiaj zamiast chemii jest historia, bo nauczycielka się rozchorowała – wyszeptała delikatnym głosikiem. Cała Violetka, zamiast skupić się na rzeczywistości siedzi we własnym świecie, ale mimo to lubię ją. Czasem warto przyjaźnić się z cichą i małomówną osobą, gdy Ty nie masz ochoty na pogaduszki. Ostatnie 25 minut lekcji szybko minęły, a szkoda, bo historia to akurat mój ulubiony przedmiot. Dlaczego dziś, kiedy zaspałam mieliśmy historię zamiast tej przeklętej chemii?!
Gdy wyszłam z klasy na korytarzu zauważyłam znajomą czuprynkę, więc bez chwili wahania podbiegłam do niej i rzuciłam się na szyję.
- Seeerein! – piszczałam radośnie na widok jednego z moich zaufanych sprzymierzeńców.
- Hetuś! – ucieszyła się przyjaciółka. – Szukałam Cię rano, gdzieś Ty się podziewała? – zapytała.
- No więc – zaczęłam drapiąc się po głowie – zaspałam. Budzik jakimś cudem nie zadzwonił, nie mogłam się zdecydować na dzisiejszy strój, potem przed wejściem do szkoły wpadłam na Kastiela i w ten oto sposób spóźniłam się do szkoły. Mało tego, Amber podstawiła mi nogę i wywinęłam orła przed całą klasą! Co za małpa, żmija, krowa... – opowiadałam, energicznie przy tym gestykulując.
- A właśnie, a’propos małp – kiwnęła głową Serein w stronę Amber, Li i Charlotte, które zmierzały w naszą stronę. Gdy już pojawiły się przy nas blondynka wyszła na przód.
- No, kurduplu, dobrze się rano spało? – zaszydziła ze mnie, co spowodowało, że na moim czole pojawiła się pulsująca żyłka.
- Nie jestem kurduplem. Gdyby nie te Twoje tandetne szpilki byłabyś pewnie mojego wzrostu - wysyczałam jak najspokojniej.
- Jak śmiesz krytykować moje markowe buty! Co Ty sobie myślisz? Ja przynajmniej jakoś się wyróżniam, za to Ty śmiało możesz się nazwać królową przeciętniaków! Zapomnij, że mój brat kiedykolwiek zauważy taką zwykłą dziewuchę jak Ty. – To mnie zabolało. Nie odpowiedziałam nic, gdyż przypomniało mi się moje poranne odbicie w lustrze. Widząc, że przegrywam Serein wystąpiła w mojej obronie.
- Przynajmniej ona wywyższa się swoim oddaniem i dystansem do siebie, jest najlepszą przyjaciółką pod słońcem! Ty zaś nie masz nic do zaoferowania, prócz markowych ciuchów. A teraz wybaczcie. – Odeszła pociągając mnie za sobą uniknąwszy dalszej kłótni. Kiedy już mogłyśmy ze spokojem stwierdzić, że Amber nas nie goni i nie chce uprzykrzać nam życia odetchnęłyśmy z ulgą. 
- Nie przejmuj się nią. Głupia Amberzyca zawsze znajdzie coś do zaczepki – pocieszała mnie przyjaciółka.
- A co jeśli ma racje? Jeśli to prawda, że jestem królową przeciętniaków, a Nataniel nigdy na mnie nie spojrzy? – zadawałam te pytania zastanawiając się co mam z tym faktem zrobić.
- Głupiutka – pogłaskała mnie czule po głowie Sere – wyróżniać się w tłumie wcale nie jest w życiu takie ważne, a Natanielem to się nie przejmuj. Jak nie kocha to mam w zanadrzu eliksir miłosny! – zaśmiała się – Małe jest piękne, pamiętaj o tym. – Westchnęłam po jej ostatnich słowach.
- Małe jest piękne... czy to właśnie to zdanie mężczyźni z kompleksami sobie codziennie wmawiają? – powiedziałam z ironią. Moja towarzyszka pokręciła głową.
- Nie mam już sił. Tobie tylko jedna osoba może pomóc. O, właśnie idzie! – Spojrzałam przed siebie i ujrzałam stojącego na środku korytarza wysokiego blondyna, który przeglądał jakieś dokumenty. Moje serce szybciej zabiło, a czas jakby na chwile zwolnił. Nataniel odwrócił się w moją stronę i nasze spojrzenia się spotkały. Kochałam te jego ciepłe miodowe oczy, które na każdego patrzyły z życzliwością, a nieco głębiej skrywały pewien... smutek? W pewnym momencie zdałam sobie sprawę, że gapie się na niego za długo, więc szybko odwróciłam wzrok.
- Nataniel, weź jej przemów do rozsądku – marudziła Serein przyciągając go bliżej. – Powiedz jej, że bycie kurdu... bycie małym wcale nie jest takie złe. – Nie wiem czy mam być zła za to, że przyprowadziła tutaj Nata, czy za to, że prawie nazwała mnie kurduplem.
- Hetania? To Ty masz jakieś kompleksy? – zapytał, a ja spalałam się ze wstydu.
- Zaraz tam kompleksy. Po prostu fajnie by było popatrzeć na świat z góry – odpowiedziałam patrząc w ziemie, nie chcąc, aby zobaczył jak się czerwienię. Chłopak zaśmiał się.
- Raczej nic takiego Cię nie omija. Nie jest źle, małe jest piękne. – Poczochrał mnie po włosach. – Muszę lecieć, mam parę spraw do załatwienia. – Odszedł w stronę pokoju gospodarzy.
- J-jasne, dzięki! – zawołałam za nim, a on odwrócił się posyłając mi jeden ze swoich ciepłych uśmiechów.
- To jak, przekonał Cię? – zapytała czerwono włosa, kiedy już wróciłam do rzeczywistości.
- Tak! Małe faktycznie jest piękne – uśmiechnęłam się.
- Przecież już Ci to mówiłam. Jeny, jaką miłość ma moc – zaśmiała się, a ja wraz z nią.
- Nawet nie masz pojęcia jak wielką, ale nie wykorzystuj już Nata do przekonania mnie do swoich racji, bo wtedy pogadamy z Lysandrem o Twoich kompleksach! – Szturchnęłam ją lekko.
- Nie odważysz się!
- Zakład? – uśmiechnęłam się szeroko.
- Dobra, dobra, już nie będę. Chodźmy coś zjeść – zaproponowała, więc zgodziłam się od razu i podążyłam za nią. Już podczas jedzenia knułam plan, którym udowodnię wszystkim, że bycie zwyczajną dziewczyną nie jest dla mnie. Już wiedziałam co zrobię. Jutro wszystkich zaskoczę i wtedy zobaczą moje prawdziwe oblicze.

środa, 12 grudnia 2012

Prolog

Nazywam się Hetania Himeka Delarush, jestem zwykłą licealistką, która uczęszcza do zwykłej szkoły. Dobra, może przesadziłam Słodki amoris to chyba dziwna nazwa, prawda? Tak właśnie nazywa się moja szkoła. Mniejsza, jak już wcześniej wspominałam zwykła dziewczyna chodzi do "zwykłej" szkoły, do której chodzą zwykli uczniowie. Nie, wróć... Tam chodzą prawdziwe ciacha! Każdy z nich jest umięśniony, ma piękne rysy twarzy, ma swój własny indywidualny charakter. Buntowniczy Kastiel, Tajemniczy Lysander oraz miły, uczynny, wspaniały, kochany, słodki (...) Nataniel oraz wiele innych. Oprócz przystojnych facetów do szkoły chodzą też śliczne dziewczyny! Przyjacielska Iris, nieśmiała Violetta, niezwykła Rozalia, urocza, choć trochę wredna Klementyna oraz moja kochana przyjaciółka Serein!
Więc co ja - zwykły i przeciętny uczeń - mam robić pośród tych niezwykłych ludzi? To się okaże. 

[Od aut.] Od długiego czasu zwlekałam z założeniem tego bloga, choć pierwotnie miał się on pojawić na forum. Tak na prawdę to jest to mój drugi blog z opowiadaniami, więc jeszcze daleko mi do ideałów. Chcę jednak ćwiczyć moje umiejętności pisarskie i chętnie poznam wasze opinię na temat mojego stylu. 
Od razu powiem, że z prolog mi nie wypalił, gdyż nie jestem w takich wstępach dobra. Uczymy się nadal. D:

Serdecznie zapraszam do czytania opowiadania!