piątek, 27 października 2017

Rozdział IX - Wszędzie problemy

   Stał oparty jednym ramieniem o futrynę drzwi. Był bardzo pewny siebie. Wiedział, gdzie mnie znaleźć i kiedy przyjść. Nie mogłam się nadziwić jego pojawieniem się. Myślałam, że będę miała spokój, że to tylko głupie pogróżki. Teraz stałam przerażona wpatrując się w jego szeroki uśmiech. Nie byłam w stanie cokolwiek powiedzieć. Zrobiłam jeden krok w tył, bo w tej sytuacji tylko na tyle było mnie stać. Zwłaszcza, że ze szklarni było tylko jedno wyjście, które on tarasował. Ku memu przerażeniu on zrobił to samo, w przód. Kolejny mój krok w tył, kolejny jego krok w moją stronę. Był najwyraźniej usatysfakcjonowany moją reakcją, bo jego uśmiech z każdą chwilą robił się coraz większy.
  - Jesteś żałosna - usłyszałam w końcu.
   Zmierzyłam go wzrokiem. O co mu tym razem do cholery chodzi? Grozi mi, zastrasza, nawiedza w najmniej oczekiwanym momencie i jeszcze wyzywa od żałosnych.
  - Czego chcesz? - wypaliłam zbierając całą swoją odwagę.
  - Zemsty - uśmiechnął się złowrogo.
  - Niby za co? Co ja ci takiego zrobiłam?
  - Nie pamiętasz? Nie bądź głupia i przestań udawać, że mnie nie poznajesz! - warknął zirytowany.
   Zastanowiłam się chwilę. Nie ma mowy, żebym go znała. Nawet gdyby taka osoba przewinęła się jakoś w moim życiu to zapamiętałabym to. Zwłaszcza, że musiałam coś złego zrobić, ale za nic nie mogłam sobie przypomnieć co. Przyjrzałam mu się po raz kolejny. Wysoki chłopak, w czarnym podkoszulku i  białej rozpiętej koszuli, w spodniach moro. Do diabła, nic mi to nie mówi! Byłam tak zdenerwowana zaistniałą sytuacją, że nie mogłam się skupić. To wszystko mogło trwać tylko chwilę, lecz dla mnie czas jakby spowolnił. Zupełnie jakby szklarnia była miejscem, gdzie życie się zatrzymuje, przez otaczającą ją niewidzialną barierę.
   "Jeszcze raz, spokojnie." uspokajałam się w myślach. Przyjrzyjmy się po prostu jeszcze raz... Prześwietliłam go od góry do dołu. Brązowe włosy, które były porozrzucane na boki, wąska i szczupła twarz, niezbyt duży nos oraz wielkie, zielone oczy.
   Oparłam się o stolik za mną, na którym były porozrzucane różne, pewnie już przeterminowane odżywki dla roślin. Wbiłam swój wzrok w ziemie. To wszystko mnie trochę przytłaczało.
  - Wiesz, jak patrzę na Twoje oczy to przypomina mi się pewna sytuacja zza czasów gimnazjum - zaczęłam lekko drżącym głosem. Nie zdawałam sobie sprawy co mówię. Ze stresu, czy też strachu zaczęłam bredzić głupoty. - Kiedyś idąc do szkoły zobaczyłam małego chłopca, który siedział na ziemi i płakał. Okazało się, że jacyś starsi kolesie zniszczyli jego ulubiony kalkulator, a jego okulary połamali. Nic bez nich nie widział, był bardzo wystraszony i nie wiedział co robić. Zaoferowałam mu swoją pomoc, ponieważ zrobiło mi się go żal. Oddałam mu swój kalkulator i prowizorycznie zakleiłam mu taśmą okulary, żeby jakoś mógł z nimi funkcjonować. Nie mógł ich założyć, bez nich był ślepy jak kret, więc musiałam mu też i w tym pomóc. Przy ich zakładaniu spojrzałam mu prosto w oczy. M-masz podobny kolor. Chyba coś mu wtedy powiedziałam, ale nie potrafię sobie przypomnieć co.
   Nie wiem co sobie myślałam opowiadając mu takie bzdury. W ten sposób udowodniłam jaka to faktycznie jestem żałosna. Bałam się spojrzeć na chłopaka. Bałam się tego, co się zaraz może stać. Bałam się tego, co może mi zrobić.
  - "Czemu nie zaczniesz nosić soczewek, masz bardzo ładny kolor oczu..." - usłyszałam.
   Wstrząsnęło mną. Dalej wpatrywałam się w ziemię nie wierząc własnym uszom. Nic teraz kompletnie nie rozumiałam. Zbyt dużo informacji? Stresu? Szoku? 
   Podniosłam głowę by na niego spojrzeć. Już nie mierzył mnie swym wzrokiem. Głowę miał lekko pochyloną i wpatrywał się w nieokreślony punkt na ziemi. Przeczesał bardzo powoli swoje włosy.
- Taaa... - westchnął cicho. - Tak jak myślałem, nie potrafię się na tobie zemścić, ani być dłużej złośliwym. To nie w moim stylu - powiedział i wyszedł szybkim krokiem.
   Stałam przez chwilę jeszcze w tym samym miejscu po czym osunęłam się na kolana. Nie mogę uwierzyć! Ken wrócił, a ja go nie poznałam. Dlaczego tak nagle i bez ostrzeżenia? W dodatku nadal nie mam pojęcia o co ma mi za złe. To prawda, że trochę go unikałam w liceum i ignorowałam jego zaloty, lecz gdy wyjeżdżał i wręczał mi maskotkę naprawdę było mi przykro. Może... może to właśnie to? Chciałabym z nim o tym pogadać, lecz nie wiem czy jestem w stanie. To nie jest już ten sam Ken. Zmienił się nie tylko z wyglądu, ale również z charakteru. Jedynie co mu pozostało to kolor jego oczu, choć z początku były one zimne. Jeżeli będę miała okazję i wystarczająco odwagi muszę z nim porozmawiać. Nie chcę, żeby między nami były nieporozumienia, mimo wszystko. Zwłaszcza, że to sprawia mu ból, a mnie przysparza problemów.
   Z rozmyślań wyrwał mnie trzask przy drzwiach. Czyżby Ken wrócił? Albo w końcu Armin?
   Gdy uniosłam głowę przy wejściu do szklarni ujrzałam znajomą mi osobę, którą jakiś czas temu przyłapałam w dwuznacznej sytuacji - Melanię. Jej obecna mina na pewno nie klasyfikowała się do maski słodkiej pilnej uczennicy. Widziałam jak zaciska pięści tak, że jej kostki robiły się niemal białe. Odnosiłam wrażenie jakby zaraz miała się na mnie rzucić. Jakbym miała niewystarczająco kłopotów na dziś. Jak się wali to wszystko, jak zwykle.
  - Coś chciałaś, Melanio? - zapytałam. Wszak nie za często rozmawiamy...
  - Nie udawaj idiotki, dobrze wiesz czemu tu jestem! - ...a jeszcze rzadziej rozmawiamy kiedy Mel prawdopodobnie chce mnie rozerwać na strzępy. Zresztą, skoro już dwie osoby wyzywały mnie od idiotek i głupich to chyba musi być coś na rzeczy.
  - Nie rozumiem o co ci chodzi, uspokój się i porozmawiajmy normalnie. 
  - O, nie - zaczęła spokojnej, choć to wcale nie pocieszało. Widać było, że zaraz ma wybuchnąć. - Już wystarczająco długo cię znosiłam. Widziałam jak cały czas kręcisz się obok Nataniela. Serio myślisz, że uda ci się go poderwać na jakieś sztuczne niebieskie włosy i filetowe oczy?
  - Nadal nie wiem o co kręcisz taką aferę. Z tego co mi wiadomo Nataniel jest wolnym człowiekiem i każdy może z nim pogadać, czy jak twierdzisz pokręcić się obok niego - rzekłam wstając i otrzepując spodnie z ziemi. Ta jej zaciekłość w trzymaniu gospodarza przy sobie jest gorsza niż Amber w stosunku do Kastiela. Tak czy siak nadal współczuję jego fankom. - Zresztą nie rozumiem co tobie akurat do tego - zmierzyłam szatynkę wzrokiem.
  - Bardzo dużo - warknęła. - Było nam o wiele lepiej zanim się pojawiłaś. Każdego ranka przychodziłam do szkoły wiedząc, że go zobaczę. Każdego dnia byłam przy nim. Wiem o wiele lepiej od ciebie co on czuje, jakie ma życie i co codziennie przechodził zanim wyprowadził się od rodziców. Aż tu nagle... Puf! Zjawiasz się ty i niszczysz wszystko. Przychodzisz do pokoju gospodarzy po byle pierdołę, przeszkadzasz nam nawet...
- ...w wzajemnym rozbieraniu się? - dokończyłam za nią krzyżując ręce na piersiach. Może to faktyczna okazja, żeby dowiedzieć się co się stało. Choć nie jestem pewna czy wciąż mogę jej ufać i czy nie przekoloryzuje historii. Urocza gospodyni klasy triumfalnie się uśmiechnęła.
- Boli, co? Ale uspokoję cię zanim zaczniesz rozsiewać plotki.

   - No nie! - krzyknął Alexy. - Zapomniałem słuchawek ze szkoły. Muszę koniecznie po nie iść.
   Cała trójka akurat była w kawiarni nieopodal szkoły i czekali na zamówione napoje i ciastka. Zaraz po tym mieli oprowadzić Ayase po reszcie miasta, by na koniec pójść na zakupy.
  - Nie mógłbyś załatwić tego jutro? - zirytowała się lekko Serein.
  - Nie mogę, to moje ulubione i jedyne słuchawki - pisnął chłopak i zrobił minę zbitego psa. - Limitowana edycja, wydałem na nie mnóstwo oszczędności!
  - W takim razie wracamy się do szkoły - rzekła czerwonowłosa wstając od stolika.
  - A co z naszymi zamówieniami? Zapłaciliśmy z góry! - zaprotestowała Aya.
  Wszyscy zastanowili się chwile. Alexy nie chciał za żadne skarby pozostawiać na noc w szkole swój ukochany sprzęt. Wahali się długo z Serein, ponieważ obiecali Hetuś oprowadzić jej przyjaciółkę po mieście. Nie chcieli jej zawieść. W końcu skończyło się na tym, że bliźniak poszedł sam do szkoły obiecując szybko wrócić, ku małemu niezadowoleniu Serka.
  - Wrócę szybko! - pomachał dziewczynom na odchodne puszczając całusa.
  - A spróbuj tylko nie! - rzuciła za nim czerwonowłosa.
   Dotarłszy na miejsce pędem udał się w stronę swojej szafki. Szkoła była opustoszała i bardzo cicha. To był dziwny nastrój zważając na to jak gwarnie jest tu za dnia. Spotkał przy wejściu jedynie swojego brata, ale nie zainteresował się gdzie się wybierał. Postanowił później sprawdzić czy jego bliźniak nie zostawił przyjaciółki z pracą w ogrodzie. Co prawda to nie w jego stylu i nie dopuściły by się do tego, ale lepiej dmuchać na zimne. 
   Szafkę przetrząsnął dokładnie kilka razy, ale nie potrafił znaleźć swojej zguby.
  - Cholera! - syknął opierając głowę odrzwi zamkniętej szafki.
   Wytężył umysł i zaczął odtwarzać swój dzień ze swoimi ukochanym zestawem słuchawek. Wszystko oczywiście było jak przez mgłę. "Nie ma co stać w miejscu, przypomnę sobie w trakcie dalszych poszukiwań" pomyślał. Zaczął od piętra. Co prawda na chemii coś mu świtało, że je miał, warto to sprawdzić. Na całe szczęście nie trafił na Panią Delanley i nie musiał znosić jej kąśliwych uwag, kar czy innych surowości z jej strony. Na nieszczęście słuchawek tam nie było. Następnie krążył z jednej sali do drugiej w dalszym poszukiwaniu, gdy sprawdził wszystkie tamtejsze miejsca, w których dzisiaj był udał się na parter w stronę biblioteki. Było to ostatnie miejsce, w którym mógł je stracić. Jak ich tam nie będzie to miesięczna przerwa na zakupy w zebraniu odpowiedniej kwoty na sprzęt poszła na marne.
   Stanął przed drzwiami biblioteki. Nie było już prawie nikogo w szkole, miał nadzieję, że nie było jeszcze zamknięte. Chwytając klamkę modlił się w duszy, żeby tak nie było. Drzwi rozstąpiły się. Miał ogromne szczęście. Wchodząc do pomieszczenia okazało się, że był w nim gospodarz siedzący przy stole nad stosem kartek.
  
  - Masaż? Jak dla mnie nie wyglądało to na żaden masaż - rzekłam unosząc brew.
  - Ależ właśnie tak było - powiedziała Melania przeczesując włosy. W tym momencie nie różniła się niczym od Amber. Przechwałki, zbytnia pewność siebie i walka o chłopaka, która i tak nie była tego warta. - Nataniel był bardzo zmęczony pracą, dlatego zaoferowałam mu masaż na rozluźnienie mięśni. Długo siedział nad papierami, które powierzyła mu Pani Dyrektor i od tego plecy oraz kark zaczęły go boleć. Mała wymiana zdań i był nawet w stanie ściągnąć koszule! Jednakże naszą sielankę oczywiście musiała przerwać niebieskowłosa lala, która nagle zapragnęła być potrzebna!
  - Kiedy zaproponowałam mu swoją pomoc Nataniel nie miał nic przeciwko temu. Poza tym nie wierzę, że mógłby ściągnąć koszule ot tak. Szczególnie przy dziewczynie, której już raz dał kosza.
   Ostatnie słowa wywołały napływ krwi do twarzy brunetki. Widocznie wciąż nie pogodziła się z tym faktem i mimo wszystko wciąż próbuje go trzymać na siłę przy sobie. Gdyby Violetta, Kim, Iris i reszta mogli zobaczyć jej prawdziwe oblicze. Ciekawe jak by zareagowali? Już była taka Debra... 
  - Wiesz co, mów co sobie chcesz, ale nie myśl, że będę się przyglądać twoim marnym zalotom.
   Westchnęłam ciężko.
  - Nadal nie sądzę, żeby pomoc przy papierach były zalotami. A jeśli już to dosyć słabe, nie uważasz? - rzekłam bardzo spokojnie, choć cała ta scena bardzo mnie denerwowała. - A zresztą, co Ty takiego możesz mi zrobić, że pojawiasz się przede mną i zaczynasz mi w pewien sposób zagrozić, czy też uprzykrzyć życie? Nie boisz się, że ta maska idealnej uczennicy w pewnym momencie nie spadnie i nie rozbije się, a wszyscy inni zobaczą jaka jesteś?
   Melania oparła swoje dłonie na biodrach przybierając triumfalna pozę.
  - Oj, Hetuś, naprawdę myślisz, że nie ujdzie mi to płazem? Do tej pory wszystko szło gładko. - Widząc moją zdezorientowaną minę Mel kontynuowała dalej. - Jak myślisz, kto ci ciągle kłody pod nogi rzuca? Farba oraz zdjęcie z Lysandrem w rękach Peggy to moja prawka! Ba, nawet zasugerowałam dyrektorce, że ktoś powinien posprzątać szklarnie, najlepiej ktoś z klubu ogrodników. A mogę jeszcze więcej, a ty i tak nic z tym nie zrobisz, bo nie masz na mnie żadnych dowodów.
   Po jej słowach zalał mnie zimny pot. Wiedziałam, że Melania nie pała do mnie sympatią, ale nigdy nie spodziewałabym się po niej czegoś takiego. Szczwana lisica, wszystko dobrze obmyśliła i naprawdę zrobiło to na mnie wrażenie. Myślę, że o wiele większe niż pojawienie się Kena. Musiałam coś zrobić, nie mogę pozwolić, żeby faktycznie poniosła konsekwencje. Tylko co? Do dyrektorki nie pójdę, bo jest jedną z jej ulubienic, dziewczyny z jej klasy mi nie uwierzą, a żeby nie wybrać się do Nataniela mogłabym znaleźć masę innych powodów. Zostałam z tym sama i nie mogłam nic z tym zrobić. Póki co.
  - Skoro już sobie wszystko wyjaśniłyśmy - uśmiechnęła się. - Zostawię cię samą, masz tutaj co robić.
   Odeszła szybkim krokiem zostawiając mnie. Ponownie oparłam się o stół z odżywkami dla roślin i westchnęłam. Nawet nie zaczęłam porządkować szklarnię, a już jestem padnięta.

  - Co robisz? - spytał Alexy podchodząc do Nataniela, który siedział do niego tyłem. Blondyn szybko podniósł się z krzesła zrzucając papiery na ziemię. Od razu przykuły uwagę różowookiego. - Czy to zdjęcie Hetanii i Lysandra? Czemu je tutaj trzymasz?
   Gospodarz zrobił się czerwony i zaczął się jąkać. Alex stał w tym samym miejscy spoglądając to na Nataniela, to na zdjęcia.
  - Złapałeś mnie na gorącym uczynku - rzekł blondyn po chwili przeczesując włosy. - Jak na nie patrzę to robię się chorobliwie zazdrosny. - Widząc zdezorientowaną minę jednego z bliźniaków kontynuował dalej. - Jestem zazdrosny, że nie potrafię zbliżyć się do niej na tyle blisko, aby zachować ją tylko dla siebie.

poniedziałek, 5 października 2015

Małe coś...?

   Witam, Was wszystkich serdecznie.
Już dłuższy czas zastanawiałam się czy powinnam wstawić tego posta, ale stwierdziłam, że czas najwyższy podjąć "męską" decyzję. Nie będę Wam ciągle mydlić oczu obiecując cały czas w prywatnych wiadomościach, że nowy rozdział pojawi się już niedługo.
   Niektórym już pisałam na Słodkim Flircie, że obecnie jestem w klasie maturalnej i strasznie gonimy z materiałem oraz ocenami. Dodatkowo jestem w technikum, więc oprócz matury dochodzi jeszcze egzamin zawodowy. Ciężko jest mi znaleźć chwilkę czasu na bloga. Chociaż powiedzmy sobie szczerze, ja zawsze cierpiałam na całkowity brak czasu. D: Nie chcę pisać kolejnych rozdziałów na siłę. Wtedy cała historia wyszłaby sztucznie, a do tego nie chcę dopuścić.
   Bloga nie kasuję, bo jestem do niego przywiązana, a historia jest nadal otwarta i niedokończona. Z pewnością tutaj wrócę, o to nie musicie się martwić. :)
   Jest mi bardzo przykro, że zostawiam Was w takim momencie i w taki sposób. Jak zawsze dziękuję wszystkim za miłe komentarze na blogu oraz w prywatnych wiadomościach. ♥ Już nieraz dodawałyście mi skrzydeł tymi motywującymi słowami. ^^'

   Obiecuję (choć czy nadal wierzycie w moje obietnice?), że jeśli wszystko się uspokoi wrócę tutaj z kolejnymi przygodami Hetuś i spółki.

   Do zobaczenia niedługo,
   Hetania


Ja obecnie ⇩⇩

sobota, 30 sierpnia 2014

Rozdział VIII - Biała róża

   Na drugi dzień siedzieliśmy w czwórkę, czyli ja, Ayase, Serein i Alexy w naszym ulubionym miejscu pod dębem. Tylko Armin urywał się stamtąd by schować się w jakimś cichym kącie w szkole byleby nie mieć żadnej styczności z naturą. Bardzo rzadko tam z nami siedział. Najczęściej to Alexy brał go za fraki i przyprowadzał siłą, ale tym razem dał mu spokój skoro za parę godzin będzie musiał ze mną nawiedzić to miejsce.
  - Nie mogę! Jak to musicie zostać dzisiaj po szkole? Nie mogliście się postawić tej babce? - grzmiała Ayase na długiej przerwie.
   Była nowa, więc nie mogła zrozumieć prawdziwego uroku starszej Pani. Nic więc dziwnego, że była w stanie się kłócić z nią. Już nieraz Armin błagał ją o wyciągnięcie konsoli z sejfu, Alexy dostawał długie monologi na temat swoich rażących po oczach swymi kolorami dodatków do stroju, a Serein za mniejsze bądź większe szkody, które wyrządziła, choć nie w każdym przypadku było to z jej winy. Cóż, ja w każdym razie nie życzę Ayase spotkania z Kiki na wolności.
  - Nic nie mogliśmy na to poradzić - rzekłam spokojnie pogodzona z faktem zostawania parę godzin po szkole.
- Jak długo to potrwa? - zapytała Serein kończąc już swoją kanapkę.
- Tak długo aż tego wszystkiego nie ogarniemy.
   To nie tak, że jestem jakaś spokojna, bo podoba mi się opcja zostawania po lekcjach. To mi się w ogóle nie podoba. Z jednej strony mogłabym pogadać z Natanielem o tym, bo może udałoby mi się kogoś znaleźć do tego zajęcia, ale wtedy zachowałabym się jak Amber, która co chwile do niego chodzi i zmusza by pogadał z dyrektorką gdy coś jej się nie podoba. Z drugiej strony należę do klubu ogrodników i pielęgnacja szkolnego ogródka należy do moich obowiązków, po tym gdy Jade znalazł sobie stałą pracę i nie ma już tyle czasu co wcześniej na pielęgnacje naszych roślin. Jak bardzo by się wściekł gdyby zobaczył obecny stan klubu ogrodników? Rozejrzałam się wokół siebie.
   Szklarnia była brudna, światło zapewne nie dochodziło do znajdujących się tam roślin prawidłowo. Doniczki ustawione obok drzwi do szklarni były porozrzucane, niektóre były potłuczone i nie nadawały się do niczego. Grabie, łopata i inne narzędzia kurzyły się i należałoby się najpierw nimi zająć. Pod dębem przy którym często siadamy było mnóstwo liści, a trawa rzadka, więc często siadaliśmy na swoich plecakach bądź bluzach. Do tej pory nie zauważałam tego.
   Tak, Jade byłby wściekły widząc ten opłakany stan. Najprawdopodobniej wyżyłby się na mnie jak za pierwszym razem gdy się spotkaliśmy. Właściwie to ile czasu go już nie widziałam? Ostatnio podczas biegu na orientację, a później na mieście gdy mi oznajmił, że znalazł pracę i nie będzie już tak często wpadać do klubu ogrodników jak kiedyś. Od tego zdarzenia minęło już parę miesięcy.
  - Czyli nici z oprowadzania mnie po mieście? - spytała Aya wyginając usta w podkówkę.
  - Niestety, przykro mi - odpowiedziałam. Cieszyłam się na oprowadzanie Ayase. Pokazałabym jej tyle miejsc, a jak zwykle musiało mi coś przeszkodzić. Widziałam, że jest jej bardzo smutno z tego powodu. Ostatnim razem nie pokazałam jej nawet całej szkoły, ale sama później stwierdziła, że będzie mieć mnóstwo czasu by sama poodkrywać parę miejsc w szkole.
  - To może ja i Serein cię oprowadzimy? - wyskoczył nagle Alexy po krótkiej chwili ciszy. Serein na początku lekko z szokowana szybko zgodziła się na taką propozycję.
- Pewnie, lepiej się wtedy poznamy - uśmiechnęła się szczerze.
   Ayase spojrzała na mnie, by wyczytać z mojej twarzy co o tym sądzę. Uśmiechnęłam się dając jej do zrozumienia, żeby skorzystała z propozycji.
  - Jasne, jeśli to nie będzie dla was problemem - uradowała się Aya.
- Pewnie, że nie będzie. Przy okazji pójdziemy na shopping! - Alexy otoczył ją ramieniem i zaśmiał się.
   Szczerze powiedziawszy byłam trochę zazdrosna, bo już wcześniej umawiałam się z Ayą na wypad na miasto, ale w tej sytuacji nie miałam jak uniknąć obowiązków. A może podczas oprowadzania jej po mieście poznają się bliżej? Bardzo by mi zależało, aby Ayase szybko się zaaklimatyzowała w nowej szkole.
 
   Kiedy zadzwonił dzwonek zebraliśmy się do klas. Miałam teraz historię, a pan Frazowski miał tendencję do spóźniania się, więc szłam wolnym krokiem przez korytarz. Wcześniej rozstałam się z Serein i odprowadziłam Alexego i Ayase pod ich klasę i już sama udałam się w stronę swojej.
   Po drodze spotkałam Nataniela, który zobaczywszy mnie skierował się w moją stronę.
- Jak wczoraj wam poszło? Szybko się z tym uwinęliście? - pierwsza zapytałam jakby nigdy nic.
- Tak, całkiem szybko nam poszło - rzekł blondyn drapiąc się niezręcznie po głowie. - Słyszałem od dyrektorki, że ty i Armin zgłosiliście się zająć klubem ogrodników.
- Raczej nas do tego zmuszono, a nie że się zgłosiliśmy - stwierdziłam lekko zirytowana krzyżując ręce na piersiach. Blondyn na to lekko się uśmiechnął.
- W każdym razie pewnie przyda wam się parę rzeczy typu ziemia, nawóz i nasiona. Dyrekcja wcześniej już je przygotowała, więc zgłoście się po nie potem.
- Jasne, dzięki - odrzekłam i zaraz Nataniel musiał już udać się do klasy.
   Gospodarz jak zwykle uczynnie wypełniał swoje obowiązki. Zawsze taki poukładany i grzeczny. Wszyscy go takiego znają, a wczoraj co? Serce mocniej mi zabiło na wspomnienie ostatniej wizyty w pokoju gospodarzy. Zapomnij o tym, głupia. Potrząsnęłam głową i udałam się na górę do sali. Pana Frazowskiego oczywiście jeszcze nie było. Usiadłam obok Violetty, wyciągnęłam zeszyt i zapatrzyłam się w tablice.
   Ile zajmie nam uporządkowanie klubu? Z pewnością nie tak szybko jak mi się wydaje. Znając moje dość okrutne życie będę musiała wszystko robić sama, gdy Armin będzie spokojnie pod dębem grać w pokemony. Doprawdy praca z nim będzie bardzo ciężka. Muszę wymyślić jakiś sposób by go zachęcić do roboty. Jeśli będzie trzeba to zabiorę mu konsole, schowam w swojej szafce i nie oddam dopóki dopóty wszystko będzie gotowe! Na samą myśl o tym wszystkim poczułam, że opadam z sił. A tak bardzo chciałam się wybrać z Ayase na miasto.
   Nagle poczułam lekkie szturchnięcie w ramie. Odwróciłam się do Violettki, która tylko skinęła głową w stronę środka klasy. Nawet nie zauważyłam, że pan Frazowski wszedł już do klasy. Właśnie uciszał klasę, co jak zwykle szło mu dość nie udolnie. Po dłuższej chwili wszyscy się uspokoili, a profesor mógł w końcu przemówić.
  - Mam wam do przekazania wiadomość od dyrektorki. Otóż niedługo ma się odbyć sto dwudziestolecie naszej szkoły w związku z tym odbędzie się dzień otwarty!
   W tej chwili było słuchać ciche pomruki i szepty w klasie. Trwały by dłużej gdyby nie silne uderzenie pięści Kim o ławkę. Efekt był piorunujący, wszyscy od razu ucichli. Pan Frazowski gdy się uspokoił po małym "zawale" mógł kontynuować.
  - Ten dzień będzie się nieco różnił od poprzedniego dnia otwartego, gdyż oprócz rodziców będą mogli również przybyć wasi koledzy spoza szkoły. Oczywiście tak jak ostatnio będziecie gospodarzami szkoły, dlatego każda klasa ma przygotować stoisko z jakąś rozrywką - nauczyciel poprawił swe okrągłe okulary. - Zastanówcie się nad pomysłami, ponieważ od następnej lekcji wychowawczej zaczniemy wszystko spisywać na tablicy i odbędzie się głosowanie. To już chyba wszystko - odetchnął z ulgą.
   W klasie zaczęły się rozmowy na ten temat. Uczniowie byli tak podekscytowani, że już nie zwracali uwagi na biednego nauczyciela historii, który po wielu próbach uspokojenia ich w końcu dał za wygraną i zajął się pisaniem czegoś w dzienniku.
  - To będzie bardzo ciekawe, nie uważasz? - odezwała się do mnie Violka.
  - Tak. Myślę, że może być zabawnie. Jestem ciekawa co z tego wyjdzie - uśmiechnęłam się.
  - Mam nadzieję, że będę mogła zająć się jakimiś dekoracjami - rozmarzyła się fioletowowłosa i zaraz zaczęła coś szkicować w swoim zeszycie. Uśmiechnęłam się pod nosem. Taak, to może być ciekawe doświadczenie.

  - Dni otwarte szkoły! Nie mogę się doczekać! Nie mogę, nie mogę, nie mogę! - piszczała Ayase gdy wychodziliśmy ze szkoły po skończeniu wszystkich zajęć. Ja przyzwyczaiłam się do takiego zachowania, lecz obawiałam się, że zbytny entuzjazm mojej przyjaciółki zirytuje w jakiś sposób innych. Ku mej radości wszyscy byli równie podekscytowani nadchodzącym wydarzeniem co ona.
  - Już widzę salon gier w naszej klasie! Jeśli będzie trzeba to przyniosę cały sprzęt jaki posiadam. Będzie karaoke, gra na konsoli... - wyliczał na palcach Armin.
  - Nie ma mowy! Urządzimy coś innego, na przykład dyskotekę! Ja oczywiście będę dj-em - dopowiedział Alexy, co się niezbyt spodobało się jego bratu. Bliźniacy niemal zabijali się wzrokiem.
  - Chciałabym przypomnieć, że to nie wy tutaj o tym zadecydujecie tylko cała klasa poprzez głosowanie - opamiętała ich Serein. - Nawet nie znamy dokładnej daty tych dni. Wiesz coś na ten temat, Hetania?
  - Pan Frazowski nic nam nie wspominał - zastanowiłam się chwilkę. - Pewnie to jeszcze nie jest pewne.
  - Pewnie tak - zgodziła się ze mną Sere.
  - W każdym razie mam tyle pomysłów! Mam nadzieję, że będziemy mieli wystarczająco czasu by odwiedzić inne klasy? - odezwała się fioletowowłosa.
  - Jeżeli nie będziemy mieli przerwy to ja na pewno nie wezmę w tym udziału - rzekł Armin.
  - Jeżeli twój pomysł się nie przyjmie to i tak nie weźmiesz w tym udziału - przewrócił oczami jego brat.
  - Otóż to. Jeśli nie będzie salonu gier to równie dobrze mogę nie przychodzić. A nawet ta stara czarownica ze swoim piekielnym mopsikiem mnie nie zaciągnie. Przypnę się do łóżka i już!
   Wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem kiedy Armin energicznie gestykulował podczas opowiadania sposobów na dobre przykucie się do łóżka. Jego brat zaś co chwile robił dziwne miny gdy ten nie widział przez co razem z dziewczynami prawie dusiłyśmy się ze śmiechu. Wspominałam już jak bardzo lubię gdy sobie dokuczają nawzajem?
  - No to tutaj musimy się rozstać - rzekłam kiedy doszliśmy do szkolnej bramy. - Zaopiekujcie się Ayase kiedy będziecie na mieście.
  - Bez obaw. Najpierw shopping, a potem kawa z ciastkiem. Jest w dobrych rękach - uśmiechnął się Alexy.
  - Powodzenia w pracy i pamiętajcie, że nie musicie wszystkiego zrobić w jeden dzień - dopowiedziała Serein.
  - I nie romansujcie zbytnio - puściła oczko Ayase.
  - Co ty głupia jesteś - oburzyłam się zawstydzona i spuściłam wzrok.
   Po mojej reakcji od razu usłyszałam salwę śmiechu. Porozmawialiśmy jeszcze chwilę aż w końcu przyjaciele pożegnali się z nami, a my mogliśmy się zająć klubem ogrodników. Odwróciwszy się do Armina szturchnęłam go lekko.
  - Tylko pamiętaj, że oboje mamy pracować. Żadnych przerw na gry! - pogroziłam mu palcem.
  - Wiem, wiem. Spokojnie - odparł lekko brunet.

   Rozdzieliłam nam zadania. Kazałam Arminowi pójść po rzeczy do Nataniela, a ja udałam się powyrzucać zbędne przedmioty. Gdy weszłam do szklarni rozejrzałam się wokół siebie. Ogólnie nie była aż taka zaniedbana jakby się wydawało. Wszystkie donice były w doskonałym stanie, choć posadzone w nich rośliny miały się już gorzej. Pewnie niektóre z nich nadawały się już tylko do wyrzucenia, ale dla niektórych istniała szansa na odratowanie.
   Przechadzając się między rzędami doniczek zauważyłam jedną donice troszkę mniejszą od pozostałych. Od razu rozpoznałam posadzony w niej kwiat. Róże, z bielą symbolizującą czystość i niewinność. Moje ulubione kwiaty. Co prawda roślina była mała, a łodyga przechylała się już w dół pod ciężarem niezbyt dużego bialutkiego pączka. Jedynego, mimo że roślina była całkiem spora i bez problemu mogłoby na niej rozkwitnąć z pięć pąków jak nie więcej. Postanowiłam zadbać o nią. Pierwsze co musiałabym zrobić to ją przesadzić do nowej, większej doniczki, by mogła się bardziej rozrastać. Donica, w której obecnie przebywała była dla niej już za mała. W przyszłości mogłabym ją przesadzić do ziemi przy szklarni.
   Usłyszałam jak ktoś wszedł do szklarni. Z pewnością to był Armin, więc nie odwracając się chwyciłam donicę.
  - Armin pomóż mi z tym. Musimy przesadzić tę różę - rzekłam odwracając się.
   Ku memu przerażeniu w drzwiach do szklarni zamiast Armina ujrzałam tego samego szatyna, który ostatnio mi groził...

***

Witajcie! 
Z okazji zbliżającego roku się szkolnego postanowiłam wziąć się w garść i poświęcić te ostatnie wolne chwile na napisanie nowego rozdziału. Niestety jak zwykle szło mi to bardzo ciężko, gdyż wszystko co mnie otacza bardzo potrafi mnie rozproszyć. Obawiam się również, że przez szkołę rozdziały będą się pojawiać jeszcze rzadziej, za co od razu przepraszam. ._.'
Kolejny raz dziękuję za miłe słowa, które pisałyście w komentarzach na blogu oraz w wiadomościach na SF i MF. Bardzo mnie one cieszą i zachęcają do dalszej pracy! ^^'
Wiele z Was często pozostawia w komentarzach na blogu linki do swoich twórczości, więc zapraszam do zakładki "Polecane strony", gdzie otworzyłam komentarze, w których możecie podawać linki do blogów. Tak będzie mi oraz innym czytelniczkom łatwiej znaleźć Wasze blogi. Prosiłabym jednak o jednorazowy wpis, by uniknąć chaosu. Z góry dziękuję! :3

Ostatnia sprawa z jaką się do Was zwracam jest wpadanie na bloga mojej przyjaciółki Serein i komentować, komentować i jeszcze raz komentować jej opowiadanko! Gdyż małpa wredna już mnie straszy, że zakończy swą przygodę z blogiem. 
Chyba założę jakąś fundację wspomóż Serka, albo coś w ten deseń. ;w;

Więc to by było z mojej strony na tyle! Zachęcam do dzielenia się waszymi wrażeniami, wszelką krytyką i poradami. 
Dziękuję za wszystko i do zobaczenia mam nadzieję nie za rok, a już niedługo~

środa, 9 lipca 2014

Rozdział VII - Starcie

   Wróciwszy się do pokoju gospodarzy niechcący... a może jednak chcący podsłuchałam krótkiej wymiany zdań między Natanielem, a kimś, kogo głos wydawał mi się znajomy. Gdy z rozmachem otworzyłam drzwi ujrzałam złote, przerażone oczy, które wpatrywały się we mnie. Jego usta zadrżały. Przeniosłam wzrok na postać, która pochylała się nad gospodarzem. Była to Melania. Moja niedoszła rywalka. Zauważyłam, że ta wykrzywiła swe usta w lekkim złośliwym uśmiechu. Widziałam jak ściska jego niebieski krawat w swojej lewej dłoni, a prawą opiera na jego ramieniu.
   Ja sama nie mogłam się ruszyć. Stałam jak sparaliżowana. Chciałam stamtąd uciec... lecz, chciałam też usłyszeć wyjaśnienia. Chociaż czy one mi się w ogóle należały? Nie byłam dla Nataniela nikim szczególnym. Kiedy zdałam sobie z tego sprawę moje serce zabolało. A obiecałam sobie, że dam spokój z tą platoniczną miłością. Nie pomyślałabym, że to będzie takie trudne.
   Nie wiem ile minut, a może sekund minęło kiedy Nataniel wziął się w garść wstał z krzesła jednocześnie odpychając od siebie Melanie i zaczął doprowadzać się do porządku.
   - To nie tak jak myślisz, Hetania - powiedział szybko i nerwowo. Głos mu drżał.
   Melania po małej agresji ze strony blondyna spiorunowała mnie wzrokiem, lecz po chwili najwyraźniej zmieniła swą taktykę.
   - Dokładnie, Hetuś - zaczęła dosadnie podkreślając zdrobnienie mojego imienia. - nie robiliśmy nic złego - rzekła robiąc jedną ze swych niewinnych minek. Swego czasu poznałam ją na tyle dobrze, że od razu zauważyłam, iż jest to jedynie na pokaz.
   Nataniel zerkał co chwila to na nią to na mnie próbując zawiązać swój krawat, co szło mu nieudolnie, gdyż ręce mu się trzęsły. Brunetka podeszła do niego by mu pomóc, ale ten ją odepchnął i nie zwracając na nią w ogóle uwagi szybkim krokiem podszedł do mnie.
   - Dlaczego nic nie mówisz? - zapytał łapiąc mnie za ramiona i przeszywając mnie ciepłym i troskliwym wzrokiem.
   Prawdę mówiąc nie mogłam się wtedy odezwać. Zaschło mi w gardle, nie wiedziałam nawet czemu. Powinnam coś powiedzieć, ale nie mogłam też nic wymyślić, bo... bo w co ja w takiej sytuacji właściwie mogłam powiedzieć? Wchodzę tutaj, by pomóc koledze w pracy i trafiłam akurat na moment, w którym moja koleżanka się do niego dobierała. Boże, jak w jakieś hiszpańskiej operze mydlanej.
   Zmrużyłam oczy i odetchnęłam. Gardło nadal było suche, ale musiałam coś w końcu powiedzieć. Uniosłam głowę i odważnie spojrzałam mu w oczy lekko unosząc kąciki ust.
   - Daj spokój, nic się nie stało - powiedziałam lekko zachrypniętym głosem. - nikomu nie powiem co się stało. Bez spiny - rzekłam starając się brzmieć naturalnie.
   - "Bez spiny"? - powtórzył blondyn unosząc brew.
   Najwyraźniej nie udało mi się z tą naturalnością. Głupia.
   - To świetnie! - Klasnęła w dłonie Melania.
   Taki obrót spraw odpowiadał nam wszystkim. To znaczy prawie wszystkim, ponieważ nigdy nie chciałam przyłapać Nataniela w takiej sytuacji. Już wpadka w siedzeniu w szafce była lepsza!
   Nadszedł już chyba czas by zakończyć ten temat, dlatego odwróciłam się tyłem do Nata, który wpatrywał się we mnie z dziwnym wyrazem twarzy. Chciałam za wszelką cenę uniknąć tego spojrzenia, więc ignorując go podeszłam do biurka.
  - To może weźmy się w końcu do pracy - stwierdziłam sięgając po pierwszy lepszy dokument, lecz Melania ubiegła mnie i zabrała go zanim go podniosłam.
  - Wiesz co, damy już sobie rade sami bez ciebie - powiedziała lekko naciskając na "bez ciebie". Zrobiła to bardzo mile i niewinnie, choć tak też to nie zabrzmiało.
   Czasem zastanawiam się jak długo jeszcze wytrzyma z maską miłej i dobrej uczennicy. Sama nie wiem czy powinnam się tego bać, czy raczej wyczekiwać dnia kiedy to wspaniała Melania okaże się być gorsza od samej Amber.
   Zanim cokolwiek odpowiedziałam, a aż wzbierało się we mnie by odpowiedzieć jej równie "miło", ubiegł mnie blondyn.
  - Hetania obiecała mi pomóc. Specjalnie tutaj przyszła - wtrącił Nataniel, który zdążył już idealnie zawiązać swój krawat.
  - A-ale Nataniel - zaczęła niepewnie. - zostało nam już naprawdę niewiele, więc nie potrzebna nam już pomoc.
   Znowu próbowała się mnie pozbyć i jakoś specjalnie tego nie ukrywała. Jest zdolna do wszystkiego byleby zostać sam na sam z Natanielem.
   W sumie to nie miałam już siły się z nią użerać pod koniec dnia. Zdecydowanie wolę już dać jej tę chwilę triumfu i się wycofać. Zwłaszcza, że chcę dać sobie już spokój z Natem. Jego bliskość zapewne nie pomogłaby mi w tym.
   Nie mając już o co walczyć dałam jej wygrać.
  - Spoko, nie chcę być wam zbędna - rzekłam zmierzając do drzwi.
   Jednak poczułam mocny uścisk na nadgarstku. Gdy podniosłam wzrok ujrzałam błyszczące oczy gospodarza. Ściskał mój nadgarstek z całej siły, gdyż już czułam jak krew przestawała mi dopływać do palców.
  - Nie jesteś zbędna - odparł niemalże unosząc głos.
   Usłyszałam ciche westchnięcie Melanii za plecami blondyna. Ja sama byłam zaniepokojona takim zachowaniem Nata. Zwłaszcza, że nigdy nie sprawiał, że krew nie dopływała mi do kończyn. Prędzej posądziłabym o coś takiego Kastiela.
  - Jest okej - powiedziałam po chwili uśmiechając się lekko. - Skoro uporacie się z tym sami to ja lepiej pójdę dalej oprowadzać Ayase. Nie pokazałam jej jeszcze wszystkiego.
   Przez chwilę miałam wrażenie, że jeszcze mocniej ścisnął swoją rękę, ale zaraz po tym poczułam ulgę. W końcu krew mogła swobodnie przepływać do dłoni.
   Blondyn westchnął zrezygnowany i odwrócił się do biurka.
  - W porządku, idź - powiedział stojąc do mnie plecami.
   Powoli wyszłam z pomieszczenia i po raz kolejny tego dnia oparłam się o drzwi.
   Okłamywałam siebie i innych. Nic nie było okej. W pierwszej chwili, gdy zobaczyłam ich razem serce mnie zabolało. Nadal bolało. Przycisnęłam rękę do piersi. Nie mogłam złapać oddechu, a obraz mi się zamazał. Łzy śmiało spływały mi po policzkach i przez jakiś czas nie zdawałam sobie z tego sprawy. Mój umysł skupiał się na Melanii. Czułam, że jestem na przegranej pozycji, choć nawet nie dowiedziałam się co tam się wydarzyło. Byłam głupia łudząc się, że przy papierkowej robocie zbliżę się do Nataniela. Byłam głupia myśląc, że mogę zachować się przy nim tak jakby nic się nie stało. Bo mimo wszystko ja go wciąż kocham!
   Z gorączkowych rozmyśleń wyrwał mnie dźwięk czyichś kroków. Szybko wytarłam łzy wierzchem dłoni. Uniosłam głowę i szybko skierowałam się do mojej szafki i udałam, że czegoś w niej szukam.
   Zza rogu wyszedł Lysander, który jak zwykle myślami mył gdzieś indziej. W ostatniej chwili przed wpadnięciem na mnie w końcu się ocknął.
   Nie spojrzawszy na niego nadal grzebałam w szafce.
  - Coś się stało? - zapytał bacznie mi się przyglądając.
  - Nic - rzuciłam krótko nadal będąc zafascynowana różnymi rzeczami w mojej szafce. Chyba czas tu posprzątać.
   Moja odpowiedź raczej nie przekonała chłopaka. Zamiast odejść nadal stał przy mnie i przyglądał się moim poczynaniom. Wkurzyła mnie myśl, że będąc taka cierpliwa i tak nie mogę się porównywać z jego cierpliwością. Taktyka Lysa była prosta - czekał, aż sama wszystko wyśpiewam. Lysander mimo, że na ogół twierdzi, iż nie lubi wtrącać się w nie swoje sprawy. Zaś nie uważa, by wysłuchiwanie czyichś żalów i udzielenie dobrej rady się do tego zalicza
   W każdym razie ja mi śpiewać nie będę. On jest zdecydowanie w tym lepszy.
  - O co chodzi? - spytałam zamykając szafkę.
  - Twoja twarz jest mokra.
  - Nic w tym dziwnego skoro przed chwilą przemyłam ją w łazience - skłamałam.Chłopak uniósł swoją brew.
  - W takim razie trzeba zgłosić dyrektorce, że coś jest nie tak z wodą, ponieważ masz czerwone oczy.
   Dobrze, tego nie przewidziałam i teraz nie miałam żadnych kontrargumentów. Westchnęłam głęboko i przymknęłam oczy. Poczułam ciężką dłoń na moim ramieniu.
  - Opowiedz mi o swoich zmartwieniach kiedy będziesz miała na to ochotę. - Po tym zaraz udał się w swoją stronę. Długo jeszcze patrzyłam w stronę schodów, gdzie zniknął.
   Owszem, mogłabym mu opowiedzieć co mi leży na sercu, ale nie byłam z Lysandrem na tyle blisko, by przychodzić do niego po rady sercowe. Zresztą on sam też sobie z tym nie radził.
   Domyślałam się, że białowłosemu podoba się Serein. Kiedyś nasza klasa miała łączone zajęcia z klasą Serka. Odkryłam, że Lys zachłannie wpatrywał się w moją przyjaciółkę. Nie byłoby w tym nic dziwnego, w końcu praktycznie przez cały czas błądzi gdzieś myślami, więc równie dobrze mógł się wtedy zamyśleć, lecz... Lysander na lekcji jest zawsze skupiony na tym co mówi nauczyciel. Nie raz pożyczał swoje notatki Kastielowi, by mógł się przygotować z nich na sprawdzian. Innym razem gdy znalazłam jego notes jako pierwsze co rzuciło mi się w oczy to był tekst o czerwonowłosej dziewczynie, która jest małą gapą pełną życia. Opis idealnie pasował do Serein, a w szkole nie widziałam nikogo innego z czerwonymi włosami. Oddałam mu notes nie zadając żadnych pytań. Wkurzyłby się, że czytałam jego notatki.
   Nie podzieliłam się z Serein tym odkryciem. Najwyraźniej w świecie by mi nie uwierzyła, a gdyby zapytać Lysandra to nie dość, że by mnie wtedy zabił... przynajmniej wzrokiem to pewnie by zaprzeczył. Chociaż kto wie? W każdym razie póki co pozostaje mi siedzieć cicho i mieć nadzieję, że coś się między nimi wydarzy.
   Z zamyślenia wyrwał mnie pisk Ayase. Ostatnio wszyscy mi przerywają w myśleniu. Robi się to dość irytujące.
  - Kto to był? - spytała spoglądając tam, gdzie przed chwilą zniknął białowłosy.
  - Lysander z mojej klasy - odparłam.
  - Cud miód chłopak. Taki ślicznusi...- rozmarzyła się Aya. - A ja myślałam, że to buntownik jest taki piękny.
   Powinnam przerwać to jej zachwycanie się? Nie. W sumie powinnam. Chociaż szkoda mi jej będzie...
  - Daj lepiej spokój, jest zajęty przez Serein - rzekłam spokojnie. Przygotowywałam się na płacz.
  - Są razem? - zasmuciła się. Nie odpowiedziałam jej. - Rozumiem. Więc w czym problem? Chyba nie obowiązują tutaj żadne zaklepanki. To nie przedszkole.
   Cóż, z jednej strony miała całkowitą racje. Lysander był wolny, Serek nie zdążyła go jeszcze usidlić albo na odwrót. Lepiej niech któreś z nich zrobi ten pierwszy krok. Z drugiej strony Ayase była podobna do Laeti, która często zmieniała swój obiekt uczuć. Miejmy nadzieję, że tak samo będzie z Ayą. Chociaż chyba powinnam ją zapoznać Dake'm, ale on chyba jest już w Australii. Jak sobie przypomnę nasz pocałunek, którego przy okazji był świadkiem Lysander to aż mnie uszy piekły ze wstydu. To co wydarzyło się na wakacjach niech lepiej pozostanie tajemnicą.
  - Zmieniając temat, co ci tak twarz spuchła? - zapytała fioletowowłosa dźgając mnie palcem w policzek. - Chyba nie płakałaś?
   Przez chwilę przestałam myśleć o Natanielu i teraz znów wrócił smutek i ból w sercu. Walczyłam ze łzami, które znów cisnęły mi się do oczu. Wzięłam parę mniejszych wdechów by się jakoś uspokoić. Moja przyjaciółka czekała na odpowiedź, ale nie miałam ochoty teraz o tym gadać. Może później wszystko im opowiem, gdy będzie jeszcze Alexy i Serein. Raczej nie byłabym w stanie na spokojnie opowiadać tę historię trzy razy.
  - Gdzie reszta? - spytałam ignorując jej pytanie. Mam nadzieję, że zrozumie aluzję i da mi teraz z tym spokój. Jak zwykle na próżno, gdyż Aya była nieugięta.
  - Nie powiem dopóki ty mi nie powiesz co się stało - stwierdziła krzyżując ręce na piersi. Wzruszyłam ramionami.
- Okej, w takim razie znajdę ich sama - rzekłam i wyszłam ze szkoły. Ostatnio siedzieli pod wielkim dębem w klubie ogrodników. Od razu się tam udałam.
   To nie było zbyt miłe z mojej strony, że tak po prostu zostawiłam Ayase samą bez słowa wyjaśnienia. Ta sprawa była zbyt świeża. Nie jestem pewna czy w gimnazjum się zwierzałam jej na temat spraw sercowych. Właściwie wtedy jakoś nie zwracałam uwagi na innych chłopaków. Często rozmawiałam z Kenem, lecz gdy zrobił się nieznośny zaczęłam go unikać. Aya i Laeti często mówiły o najpopularniejszych chłopakach w szkole, a ja siedziałam z boku i się przysłuchiwałam. Nieraz też wspominały o paru amantach, którym się podobałam, lecz nie byłam nimi zainteresowana. Do dzisiaj dużo się zmieniło. Wychodzi na to że Nataniel był moją pierwszą prawdziwą miłością. Szkoda, że to platoniczne uczucie.

   Kiedy dotarłam na miejsce naszych schadzek napotkałam tam tylko Armina, który siedział pod drzewem grając na swojej konsoli. Jak zwykle rzucał się na wszystkie strony i przeklinał pod nosem. Dlaczego nie wzięłam ze sobą komórki? Widok Armina na świeżym powietrzu to prawdziwy cud. Polejcie szampana, świętujmy z tej okazji!
   - Gdzie są wszyscy? - spytałam klękając obok niego. Nie odpowiedział. - Armin? - Nadal nic. Chciałam szturchnąć go w ramie, lecz nim go dotknęłam wydał z siebie głośny krzyk:
- Ninja atakują!
   Po czym przerzucił mnie na swoją prawą stronę powalając mnie na ziemie i obezwładniając. Wstrzymałam oddech i leżałam przez chwilę z zamkniętymi oczyma wystraszona tą reakcją. Gdy je otworzyłam ujrzałam przed sobą spokojną twarz Armina. Raczej nie chciał mi nic zrobić.
  - Zgłupiałeś?! - warknęłam zrzucając go z siebie.
  - Sorki, myślałem, że to był prawdziwy napad ninja - odrzekł drapiąc się po głowie i uśmiechając szeroko.
  - Za dużo grasz w te gry! Kiedyś nas wszystkich pozabijasz, idioto! - wrzeszczałam.
   Armin nie był tym zainteresowany i po chwili wrócił do gry. Byłam wściekła, więc wyrwałam mu z rąk konsole. W sumie chciałam się z nim trochę podroczyć i przy okazji zemścić się za mój mały zawał i prawdopodobnie siniaki po upadku na plecy.
  - Oddawaj! - ożywił się chłopak wyrywając się z miejsca i zaraz podskakując do mnie. Wiedziałam, że nie mam większych szans w starciu z wysokim Arminem, dlatego rzuciłam się w bieg wokół szklarni. Brunet okazał się być szybszy niż myślałam. Miał całkiem dobrą kondycje jak na no-life'a. Nie chciałam jednak od razu dać za wygraną, więc popędziłam w stronę budynku gdzie mieściła się sala gimnastyczna. Słyszałam za sobą wołanie Armina, który coraz bardziej mnie doganiał. Szybko minęłam budynek i dalej pobiegłam robiąc kółko wokół szkoły wracając do szklarni. Zrobiliśmy tak prawie trzy kółka. W  końcu oparłam się o drzewo ciężko dysząc i wyciągając rękę z konsolą w jego stronę.
  - Jakim cudem masz taką kondycje?
  - Mam dużo gier sportowych na xbox'a - uśmiechnął się. Mimo wszystko on też się trochę zmęczył. Oboje padliśmy na trawę pod dębem. - Co ty tu właściwie robisz? Myślałem, że pomagasz Panu gospodarzowi.
   - Melania mu już pomaga. Ja okazałam się być niepotrzebna - westchnęłam. Między nami zapadła niezręczna cisza. Oboje patrzyliśmy na okazałą koronę drzewa.
 - Wiesz w końcu kto podrzucił zdjęcia Diggy? - znów zagaił rozmowę.
  - Peggy. Nie zastanawiałam się nad tym szczerze mówiąc.
   Jakoś nie miałam czasu ani głowy do tego by się nad tym zastanawiać. Peggy mówiła, że ktoś jej to podrzucił do szafki. Sama nie wiem czy powinnam jej wierzyć. W sumie nie miała na to żadnych dowodów. A jeśli mówi prawdę to kto mógłby to zrobić? Przy wypadku nie widziałam nikogo. Chyba. Jedyną osobą jaką mogłabym oskarżyć za to była Amber, ale wtedy gdy wpadłam na Lysandra ona wyszła gdzieś ze swoimi przyjaciółkami. Nie wiadomo też kto podłożył tą farbę. Ten szatyn spod pokoju gospodarzy również odpada. Sam stwierdził, że ktoś go ubiegł w zamienianiu mojego życia w piekło. Chociaż mimo wszystko będę musiała mu się bliżej przyjrzeć. Nadal nurtowało mnie pytane. Czyżby oprócz Amber i oczywiście tego kolesia w szkole była jeszcze jedna osoba, która życzy mi źle? Na samą myśl o tym przeszły mnie dreszcze.
   - Może lepiej poszukajmy innych - stwierdził Armin podnosząc się. Zgodziłam się i oboje skierowaliśmy się do szkoły. Wcześniej jednak wpadliśmy na dyrektorkę.
  - Och, moi kochani uczniowie! Jak dobrze, że na was wpadłam! - uśmiechnęła się stara babulka na co nasz dwójka aż się wzdrygnęła. - Szukam właśnie dwójkę chętnych do zajęcia się naszym szkolnym ogródkiem. Nasza szklarnia nie wygląda najlepiej, a liście i chwasty są wokoło! - uśmiechnęła się do nas. Niestety nie było jak jej odmówić. To znaczy Armin próbował negocjować skarżąc się, że świeże powietrze mu nie służy i wtedy czuje się strasznie chory, lecz dyrektorka ostro dała mu znać, że nie ma mowy o wykręcaniu się. Ja wolałam nie zadzierać ze starszą panią. Już raz musiałam gonić tego jej pieska i nieraz mi się oberwało podczas poszukiwań abym się pośpieszyła, bo jej biedne maleństwo już pewnie tęskni. Tamtego dnia znienawidziłam wszystkie psy, które są mniejsze od haskiego. W sumie też nie ma co się dziwić Kiki, ledwo ja pewnie wytrzymałabym spędzić cały dzień z jej panią.
   W ten oto sposób mamy z Arminem zorganizowane zajęcia pozalekcyjne. Być może wtedy będę miała okazję trochę powęszyć w związku moim prześladowcą.

***
Witam ponownie po prawie roku przerwy!
Jak sami widzicie żyje i mam się dobrze. ^w^ Przepraszam, że mimo obietnic rozdział został wydany ponad tydzień później, niestety szlag trafił nie mnie, a sprzęt i nie bardzo miałam jak wstawić nowy rozdział. 
Jak już zauważyliście staram się pisać troszkę staranniej (mimo wszystko ja się staram!) z większą ilością opisów i przemyśleniami bohaterki. Chciałabym się dowiedzieć co o tym sądzicie? Chętnie poznam Wasze uwagi, krytykę oraz rady. :3
Chciałabym również podziękować wszystkim osobom, które męczyły mnie na Słodkim Flircie, Miss Fashion i ogólnie gdzie się dało! Takie kopnięcie w dupę bardzo mi pomogło i zachęciło do pracy i to głównie Wam chciałam zadedykować ten rozdział. Dziękuję bardzo za ciepłe słowa!

Na koniec zapraszam do obejrzenia zakładek (które są już tutaj od jakiegoś czasu), gdzie między innymi poznacie opisy bohaterek i blogi/strony, które odwiedzam i polecam. ^^'

Do zobaczenia (mam nadzieję) nie za rok, a już niedługo ♥

niedziela, 18 maja 2014

Meow~


Co to za post? Może nowy rozdział? A nie... to Hetania wrzuca jakieś głupie wpisy i robi nadzieje innym.
Nowy rozdział po ponad pół roku przerwy pojawi się już niebawem!
Tylko tutaj posprzątam, bo syf się zrobił...
Pozdrawiam, Hetania.

piątek, 12 lipca 2013

Rozdział VI - Nowy sojusznik


   Przede mną stała wysoka dziewczyna z długimi, kręconymi włosami koloru fioletowego. Jej oczy miały odcieniem czerwieni. Były tak wyraźne , że z daleka można było ujrzeć ich głęboki kolor. Wygląd był, cóż... trochę wyzywający. Dziewczyna miała na sobie czarną bluzkę na ramiączkach z dużym dekoltem podkreślający jej piersi. Do tego ubrała brązową spódniczkę, która ledwo sięgała połowy ud. Całość dopełniały wysoki kozaki koloru podobnego do spódniczki z wolno zwisającymi frędzlami oraz czarnymi ozdobieniami w kształcie kwiatów.
   Dziewczyna rozglądała się na boki ściskając w ręku małą karteczkę.
   Miałam wrażenie, że ją znam, lecz nie byłam pewna co do swoich domysłów. Postanowiłam jednak zaryzykować i zagadać.
- A-Ayase? - zapytałam niepewnie przełykając głośno ślinę. - Ayase Sounske, to ty?
   Czerwonooka spojrzała na mnie z niepewnym wyrazem twarzy, ale po chwili uśmiechnęła się szeroko.
- Och, cześć! Dawnośmy się nie widziały.
   Odetchnęłam z ulgą na wieść, że moje złudzenia nie okazały się fałszywe.
   Ayase była moją dobrą przyjaciółką z gimnazjum. Często ukrywała mnie przed naprzykrzającym się mi Kenem, który nigdy nie dawał mi spokoju.
- Co tutaj robisz? - zapytałam już pewniej.
- Szukam pewnej ulicy, gdzie mieszka moja kumpela. Wiesz może gdzie to jest? - spytała podając mi kartkę z nabazgranym adresem.
   O dziwo była to ulica, gdzie mieszkam! Czyżby Ayase znała którąś z moich sąsiadek? Zabawny zbieg okoliczności.
- To niedaleko stąd. Zaprowadzę cię tam - zaproponowałam.
- Super, dzięki! - odpowiedziała zadowolona.
   Ruszyłyśmy drogą na podany adres. Między nami było bardzo cicho. Żadna z nas w ogóle się nie odzywała tylko rozglądałyśmy się w około lub patrzyłyśmy pod nogi. Cisza była tak krępująca, że miałam wrażenie, iż moje policzki przybierają kolor czerwony.
   To było do nas niepodobne. Pamiętam jak w gimnazjum szalałyśmy na przerwach wygłupiając się i przynosząc sobie i innym wstyd. Na lekcjach ciągle chichotałyśmy i zachowywałyśmy się głośno przez co lądowałyśmy u dyrektorki. To niesamowite jak w tak krótkim czasie zdążyłam spoważnieć, by takie wygłupy odeszły w niepamięć. Przestałam się wygłupiać kiedy przeprowadziłam się do nowego miasta. Sama już nie wiem czy wyszło mi to na dobre, czy na złe. A może Ayase również się zmieniła?
   Spojrzałam na moją towarzyszkę i spróbowałam zagaić rozmowę:
- Przyjechałaś tak daleko tylko po to, by odwiedzić koleżankę?
- Właściwie to nie tylko po to - uśmiechnęła się lekko. - Niedługo przeprowadzam się tutaj i byłam obejrzeć moje nowe mieszkanie - powiedziała z nieukrywaną dumą.
- To gdzie twoi rodzice? Nadal je oglądają?
- Nie. Będę mieszkać tam sama.
   Na wieść o tym przystanęłam i otwarłam szeroko usta ze zdziwienia. Rodzice zawsze dawali jej dużo wolności, ale samotne mieszkanie w innym mieście to nie jest zbyt wiele? Oby przez to nie stała się takim ponurakiem, jakim jest Kastiel.
- Jak ich na to namówiłaś?
- Nic prostszego. W tym samym budynku mieszka moja daleka ciotka, która jest już w podeszłym wieku i wymaga opieki. Utargowałam się z rodzicami, że będę do niej codziennie przychodzić i jej pomagać. Cudownie, nie? Nie dość, że będę mieszkać sama to jeszcze pomagać innym! - uśmiechnęła się szczerze.
   Pomaganie innym zawsze było zaletą Ayase, ale również wadą. Zdarzało się niekiedy, że w drodze do szkoły oddawała bezdomnemu swoje śniadanie, przez co później głodowała przez resztę lekcji. Taka już jest, że dobro innych jest ważniejsze niż jej same.
   W końcu dotarłyśmy pod mój dom. Byłam ciekawa kogo to ma odwiedzić. Może ją znam? W końcu już jakieś pół roku tu mieszkam.
   Na początku nie chciałam być wścibska, ale ciekawość jednak wygrała, więc zapytałam:
- A kogo właściwie odwiedzasz? Mieszkam na tej ulicy, więc może będę kojarzyć?
- Ach - westchnęła. - Moją starą przyjaciółkę z gimnazjum. Ma na imię Hetania, znasz ją?
   Zaraz, zaraz... Przesłyszałam się? Idzie odwiedzić Hetanię? Albo moje imię stało się ostatnio bardzo modne (w co bardzo szczerze wątpię), albo Aya pomyliła mnie z kimś innym. Nie trzeba się długo zastanawiać, żeby wybrać drugą opcję.
   Cała ta sytuacja była tak dziwna, a zarazem tak śmieszna, że wybuchłam śmiechem.
- Coś nie tak? - zdziwiła się czerwonooka.
- To ja jestem Hetania! Nie poznałaś mnie? - wykrztusiłam nadal się przy tym śmiejąc.
   Przyjaciółka zrobiła wielkie oczy lekko się przy tym czerwieniąc.
- Rany! Myślałam, że byłaś jakąś znajomą, której nie kojarzyłam. Nie pomyślałabym, że to ty, Hetuś - powiedziała rzucając się na mnie do uścisku. - No... może trochę się domyślałam - dodała po chwili.
- Chciałabyś.
   Dałam jej kuksańca w ramię i zaraz wybuchłyśmy śmiechem.
- Coś ty w ogóle ze sobą zrobiła? Przez te oczy i włosy serio trudno cię rozpoznać!
- Już się do tego przyzwyczaiłam. Chodź do mnie to porozmawiamy na spokojnie.
   Weszłyśmy do domu i skierowałyśmy się do mojego pokoju. A właściwie zaraz po tym jak rodzice przywitali się z Ayase i wypytali co u niej i jej mamy i taty.
   Kiedy zostawili ją w spokoju w końcu opowiedziałam jej o wszystkich dotychczasowych przeżyciach w szkole. Aya siedziała cicho i słuchała mnie bardzo uważnie, dlatego mogłam dać ujście moim wszystkim emocjom. Gdy już skończyłam poczułam się lepiej. Spojrzałam na przyjaciółkę, która wyglądała jak wulkan, który zaraz ma wybuchnąć.
   I wybuchła... potokiem słów.
- Ale przeżycia! Ta Amber to musi być strasznie próżną tapeciarą, skoro w ogóle nie daje ci spokoju. A te jej goryle to wcale nie są lepsze! Nie wiem co ja bym zrobiła gdyby ktoś wylał na mnie farbę. Chyba zabiła. Obmyśliłaś już jakąś zemstę? Z tymi bliźniakami? Fajni? Ładni? A gdzie była ta twoja przyjaciółka? A wiesz już czy ta dziennikarka została wywalona z gazetki? Jak już się zaaklimatyzuje w szkole to zostanę redaktorem naczelnym to wtedy będzie mogła mnie cmoknąć! A wiesz... - mówiła bardzo szybko przy zaledwie dwóch wdechach.
- Stój, bo nie nadążam! - próbowałam ją jakoś uspokoić.
   Odetchnęłam z ulgą, kiedy przestała. Ayase zawsze wszystko ze mną przeżywała. Chociaż nie... To ONA przeżywała wszystko bardziej ode mnie.
- Dobra, nieważne. - Machnęła ręką. - Lepiej opowiedz co z tym twoim cud blondaskiem, o którym praktycznie cały czas nawijałaś na początku roku.
- Nic - ucięłam.
- Jak nic? Gadaj! - przyciskała dziewczyna robiąc groźną minę nieznoszącą sprzeciwu.
   Jak się postara to potrafi nastraszyć.
- No bo... - Zaczęłam kręcić palcami jednocześnie unikając jej wzroku. - Nie chcący wyznałam mu uczucia, ale ten mnie odrzucił.
- Głupek! Znajdziesz lepszego! - stwierdziła.
   Trzeba przyznać, że pocieszanie w takich sprawach kompletnie jej nie wychodziło.
- Nieważne, nie gadajmy o tym. Planujesz się przepisać do Słodkiego Amorisa? - zapytałam, by zamienić temat.
- Już to zrobiłam. Od poniedziałku już będę tam uczęszczać - odparła z dumą.
- To świetnie! Oprowadzę cię po szkole i zapoznam z moimi przyjaciółmi. Zobaczysz, będzie super!
   Byłam taka podekscytowana wprowadzeniem jej do nowej paczki znajomych. Miałam nadzieję, że wszyscy się dogadają.
- No i na to liczę! - uśmiechnęła się Ayase.
   Przez resztę dnia wspominałyśmy stare czasy, a kiedy musiałyśmy się już rozstać obie (a najbardziej ja) nie mogłyśmy się doczekać końca weekendu.

   W poniedziałkowy ranek obie biegłyśmy w podskokach do szkoły. Dosłownie. Zachowywałyśmy się jak małe dzieci, jak za starych czasów, kiedy nie interesowały nas oburzone twarze innych ludzi, gdy robiłyśmy coś dziwnego. Dzisiaj też tak było.
   Biegłyśmy do szkoły pod rękę głośno fałszując stare hity. Ludzie jak mogłyśmy się spodziewać oglądali się za nami kręcąc głową.Wesołe i roześmiane przywędrowałyśmy do szkoły.
   Podprowadziłam Aye pod pokój gospodarzy, aby mogła zapłacić swoje wpisowe (dziwne, że wcześniej tego nie zrobiła). Dziewczyna podeszła do drzwi, lecz zatrzymała się jeszcze na chwilę, zwróciła się ku mnie pytając:
- Wejdziesz ze mną?
- Nie mam tam nic do załatwienia - stwierdziłam szczerze, choć jakaś cząstka mnie jednak chciała przekroczyć próg tych drzwi.
   Nie mając pojęcia czy moja przyjaciółka to zauważyła lub jak zwykle zrobiła swoje, złapała mnie za rękaw bluzki i pociągnęła za sobą.
- Siema! Przyszłam wpłacić zaległe pieniądze - krzyknęła na wejściu Ayase.
   Dało się usłyszeć ciężkie westchnięcie i szelest papierów.
   Wychyliłam się zza pleców fioletowowłosej i ujrzałam Nataniela przeczesującego swoje potargane włosy. Wokół niego walały się sterty dokumentów.
   Chłopak wstał i zamiast na Ayase spojrzał na mnie. Jego twarz rozjaśnił lekki uśmiech. Niestety jego oczy nie wyrażały tej radości. Biło z nich zmęczenie przez co zrobiło mi się go trochę żal.
   Ayase odchrząknęła.
- 25$, proszę. - Podała Natanielowi pieniądze, a następnie podpisała się na liście potwierdzając, że je dostarczyła.
- Skoro to już wszystko, to my już pójdziemy. Musisz mnie oprowadzić - zwróciła się do mnie przyjaciółka.
- Mhm, zaraz przyjdę - odpowiedziałam.
   Czerwonooka skinęła głową i wyszła. Podeszłam do Nataniela.
- Wszystko w porządku? Nie najlepiej wyglądasz - zapytałam z troską.
   Chłopak uśmiechnął się.
- To nic takiego. Mam po prostu trochę dokumentów do wypełnienia.
   Wzięłam do ręki jedną z kartek. Był to wniosek o dofinansowanie szkoły.
- Czy tymi papierami nie powinna się zająć dyrekcja? - zapytałam unosząc brew.
   Blondyn westchnął.
- Tak, ale organizują jakieś nowe wydarzenie i nie mają czasu, dlatego kazali mi to posortować.
- A co to będzie? - zainteresowałam się.
- Nic jeszcze nie wiadomo. Pewnie jeszcze zbierają pieniądze - odrzekł zabierając mi kartkę i kładąc w wyznaczone przez siebie miejsce.
- No dobrze, ale powinieneś zrobić sobie przerwę, bo jeszcze się przepracujesz - rozkazałam trzymając się za pod boki.
- Dobrze , obiecuję. Dzięki za troskę. - Ponownie się uśmiechnął,a ja odwzajemniłam gest.
- Kiedy skończę oprowadzać Ayase po szkole to przyjdę ci pomóc.
- Znacie się? - zaciekawił się blondyn.
- Tak, z gimnazjum. Mieszkała w tym samym mieście co ja.
- To miło, że ma tutaj znajomą osobę - odrzekł w zamyśleniu.
   Spojrzałam na niego, a potem na papiery.
- Będę już lecieć, ale przyjdę ci pomóc - powiedziałam i nie czekając na jego odpowiedź wyszłam.
   Oparłam się o drzwi pokoju i głośno zaczerpnęłam powietrza. Po chwili uśmiechnęłam się.
- Dobrze poszło.
- Co dobrze poszło? - Usłyszałam głos po prawej.
   To była Ayase podpierająca się o ścianę jednym bokiem z szerokim uśmiechem.
- Czyżbyś zaprosiła kogoś na randkę? No, Hetuś, z tej strony to cię nie znałam!
- Daj spokój. - Przewróciłam oczami.
- W sumie to nawet ładny jest. Pod jego koszulą było widać całkiem interesujące ciałko. W sumie to już go polubiłam - rozmarzyła się przyjaciółka.
- To jest ten, który mnie odrzucił - "zgasiłam" ją.
   Dziewczyna stała oniemiała.
- Pff... już go nie lubię! - Skrzyżowała ręce na piersiach.
- Przed chwilą mówiłaś co innego - uśmiechnęłam się rozbawiona jej zmiennością. - A poza tym jest naprawdę miły. Nie oceniaj go tak szybko.
- Dobra, dobra... - westchnęła.
- Chodź, oprowadzę cię w końcu po szkole. - Chwyciłam Aye za rękę i poprowadziłam przez korytarz.

   Po oprowadzeniu przyszedł czas na zapoznanie Ayase z moimi przyjaciółmi. Poszłyśmy na dziedziniec w nadziei, że Sere i bliźniaki będą siedzieć pod drzewem jak zawsze o tyj porze. Niestety po dziedzińcu grasował jeszcze czerwony potwór.
   Aya od razu go zauważyła i pociągnęła mnie za rękaw w jego kierunku.
- Musisz mnie z nim zapoznać! - niemal rozkazała.
   Nie zdążyłam nic powiedzieć, gdyż szybko znalazłyśmy się przy nim.
   Chłopa uniósł brew na nasz widok i tylko czekał, aż rozpoczniemy nieciekawą (w jego mniemaniu) rozmowę.
- Cześć Kastiel... - rzuciłam niechętnie.
- Spadać - odpowiedział jak to zwykle.
- To jest moja koleżanka Ayase - ciągnęłam dalej. - Poznajcie się.
- Taa, fajnie - powiedział nawet nie zaszczycając spojrzeniem moją przyjaciółkę.
   Zrezygnowana już miałam się wycofać, gdy Aya palnęła:
- Czy to koszulka Winged Skull? Uwielbiam ten zespół! Niedługo mają zagrać niedaleko koncert! - ekscytowała się.
   Czerwonowłosy przez chwilę stał zaskoczony, lecz zaraz szeroko się uśmiechnął.
- No, Hetania, masz całkiem fajnych znajomych.
   Czerwonooka nadal paplała dalej:
- Chyba żartujesz! Gdyby nie Hetuś nie znałabym tego zespołu!
   Kas zerknął w moją stronę. Wzięłam Ayase za rękę.
- Chodź już, musisz poznać resztę - rzekłam pociągając ją lekko.
   Nagle poczułam jak coś twardego spada mi na głowę. To była ręka Kastiela, który próbował mnie tym sposobem zatrzymać.
- Od kiedy słuchasz rocka? - zapytał wgniatając mi palce w czaszkę.
- Od zawsze, choć na taką nie wyglądam - rzuciłam odpychając jego rękę. - A teraz daj mi spokój.
   Szybko z moją towarzyszką pognałyśmy w kierunku klubu ogrodników do wielkiego dębu, pod którym zazwyczaj siedzieliśmy z Sere i chłopakami.
   Uśmiechnęłam się do siebie widząc ich sylwetki i słysząc jak Armin i Alexy się przekomarzają.
   Serein siedziała pod drzewem i oglądała zapasy w wykonaniu bliźniaków. Gdy mnie zobaczyła pokiwała do mnie ręką. Odwzajemniłam gest.
- Zaraz poznasz moich przyjaciół - zwróciłam się uśmiechnięta do Ayi, która odpowiedziała mi skinięciem głowy.
   Kiedy podeszłyśmy do nich kłótnia chłopaków ustała i wszystkie oczy skierowane zostały ku nowej osóbce.
   Odchrząknęłam.
- Wszyscy to jest Ayase; Ayase to jest Serein, Armin i Alexy - przedstawiłam ich sobie jak najprościej. - Aya chodziła ze mną do gimnazjum.
- Miło mi cię poznać. - Jako pierwsza zareagowała Serein, która wstała i podała rękę.
- Mnie również - odpowiedziała nieśmiało Aya.
- Nam też miło poznać - dorzucili się bliźniacy mówiąc niemal jednocześnie.
   "Ćwiczyli to, czy jak?" przeszło mi przez myśl.
   Chłopaki szybko zdążyli obskoczyć Aye, by zadać jej serię pytań.
   W tym samym czasie podeszła do mnie Serein.
- Wiesz, mam ci coś do powiedzenia - rzekła.
- Coś się stało złego? - spytałam zaniepokojona.
- Nie, wręcz przeciwnie! - Uśmiechnęła się szczerze.
   Gdy już miałam coś powiedzieć rozległ się głośny pisk Ayase. Razem z Sere szybko odwróciłyśmy się w jej kierunku.
- W końcu znalazłam swą bratnią duszę! - krzyknęła fioletowowłosa ściskając Alexego.
   Serein i ja popatrzyłyśmy na siebie, a następnie na Armina, który stał ze skrzyżowanymi rękami i kręcił głową.
- Dokładnie! A jaka jest twoja ulubiona seria? Mnie bardzo podobało się Love Neco.
   Znów popatrzałyśmy z czerwonowłosą po sobie cicho stwierdzając, że mowa tutaj o yaoi.
    Ayase mogłaby tylko o tym rozmawiać, a do policzenia ilości serii jakie ona obejrzała nie starczyłoby nam wszystkim palców u rąk. Alexy w tym temacie również nie był gorszy. Całkiem niedawno opowiadał ile to ma mang z taką tematyką pod łóżkiem i jak ciężko jest mu to ukrywać przed rodzicami.
   I w ten sposób przez większość czasu ja, Armin i Serein słuchałyśmy o yaoi. Ale przynajmniej Ayase mimo moich obaw już pierwszego dnia zdobyła przyjaciela, a to już jest coś, prawda?
   Nagle przypomniało mi się, że miałam pomóc Natanielowi z papierami. Przeprosiłam wszystkich obiecując, że niedługo wrócę i pognałam do pokoju gospodarzy.

Kiedy znalazłam się pod pokojem i już miałam zapukać usłyszałam jakieś chichotanie. Nie wiedząc czemu przywarłam uchem do drzwi.
- No nie wiem, a co jeśli przyjdzie tu nauczyciel i zobaczy co wyprawiamy? - Usłyszałam głos Nataniela.
   Ktoś się zaśmiał i prawdopodobnie była to dziewczyna...
- Cii, spokojnie. Rozluźnij się tylko a dobrze nam to pójdzie - ... którą okazała się Melania!
- Zróbmy to szybko, jasne?
- Dobrze, ale postaraj się być cicho.
   Przywarłam plecami do ściany zakrywając dłońmi moją czerwoną twarz. Co Melania i Nataniel tam robią? I co ma im szybko i dobrze pójść? Nie zastanawiając się długo otworzyłam drzwi.
   Moim oczom ukazał Nataniel siedzący na krześle z rozpiętą do połowy koszulą oraz pochylająca się nad nim Melania.

***

Wiecie, że uwielbiam pozostawiać Was w niepewności, prawda? <3 Akurat w tym rozdziale za bardzo skupiłam się na nowej postaci, ale już się biorę za 7 i postaram się, by byli w nim wszyscy chłopcy!
...No to ja już idę się pakować na urlop~

sobota, 25 maja 2013

Rozdział V - Nieporozumienie

Witam i się kłaniam! Po wielu tygodniach w końcu ukazał się piąty rozdział! Wiem, że obiecałam Wam rozdziały dwa razy w miesiącu, ale przez to, że niedługo kończy się rok szkolny muszę trochę podnieść swoje oceny, dlatego nie bardzo miałam czas na notki. Chyba trzeba będzie się pogodzić z tym, że moje rozdziały będą wychodzić jak odcinki w SF. xD
Aww, nie wiem czy wiecie, ale niedługo wystartuję z kolejnym opowiadaniem (patrzcie, nie ogarnia tego bloga a ciśnie się do kolejnego, głupia!), ale tym razem nie będzie ono związane ze Słodkim Flirtem. Będzie to opowieść z postaciami całkowicie wymyślonymi przeze mnie. Więcej informacji już wkrótce. :)
Co by tu jeszcze... Ach! Zapraszam również na bloga mojej kochanej słodkiej wróżki - Serein! 
Ten rozdział dedykuję Ayase pisząca swoje opowiadanie (które jeszcze nie wyszło na światło dzienne, a małpa mi nie da nawet zapisków przeczytać! >.<). Mam nadzieję, że ten rozdział będzie twoim natchnieniem. :3
Dobra, już nie zanudzam i zapraszam do opowiadania! <3

***

   Nie wiem jak długo siedziałam wtulona w Armina głośno płacząc. Jego cierpliwość mi zaimponowała  nigdy bym nie pomyślała, że stać go na takie coś. Przytulał mnie delikatnie gładząc mnie po włosach próbując podnieść mnie na duchu.
   Po dłuższej chwili się uspokoiłam. Westchnęłam ciężko i spojrzałam na chłopaka.
- Dzięki, już mi lepiej. – Próbowałam się uśmiechnąć, lecz na próżno.
- Widziałem, że się pokłóciłaś z Serein. O co poszło?
   Spuściłam głowę i podsunęłam mu zdjęcie.
- Poślizgnęłam się i upadłam na Lysandra. Peggy to sfotografowała i rozwiesiła kopie tych zdjęć.
   Armin milczał przyglądając się zdjęciu. W końcu odrzekł:
- Czemu miałaby być o to zła? To śmieszne.
- Sere jest w nim… zakochana – powiedziałam cicho.
- A ty…? – zapytał niepewny.
- Nie! Nigdy bym jej tego nie zrobiła! Jak możesz w ogóle o to pytać?! – oburzałam się.
   Przez chwilę widziałam błysk w jego oczach, jednakże specjalnie się tym nie przejęłam.
- Pff… dobra, nie unoś się tak – uśmiechnął się łobuzersko. – Zaraz wszystko wyjaśnimy. – Położył swoją dłoń na mojej i mocno ją ścisnął. W takiej sytuacji zastał nas Alexy. Na nasz widok aż podskoczył.
- Co wy tutaj robicie? – zapytał wskazując głową na nasze dłonie. – Czy wy…
- Nie! – Wstałam szybko czując, że robię się czerwona. – T-to nic. Po prostu Serein nie chce mnie znać! – Po zawstydzeniu szybko wrócił smutek na samo wspomnienie ostatnich słów przyjaciółki. Łzy znów cisnęły mi się do oczu, lecz ja z całej siły próbowałam je powstrzymać.
   Alexy miał minę jakby nie zrozumiał moich słów. Widząc to Armin zabrał go na bok i zaczął wszystko wyjaśniać:
- Didi zrobiła zdjęcie jak Hetania leżała na tym gocie i rozwiesiła je po szkole. Sere je zobaczyła i się wkurzyła, bo się w nim buja… Znaczy  w tym gocie.
- Nie Didi tylko Peggy, zaś ten got to Lysander – rzuciłam za ich plecami.
- Właśnie tak powiedziałem – przewrócił oczami niebieskooki.
- Przestańcie sobie dogadywać! – rozkazał Alexy. – Gdzie jest Serein? Spróbuje z nią pogadać.
   Skinęłam mu głową w stronę dziedzińca i po chwili zostałam sama z Arminem. Przez moment panowała między nami niezręczna cisza. Na szczęście chłopak zagadnął:
- Może pościągamy razem resztę zdjęć? – Uśmiechnęłam się do niego z wdzięcznością.
- Tak, pewnie.

   Chłopak przemierzał dziedziniec w poszukiwaniu czerwonowłosej koleżanki. Właśnie wychodził ze szklarni klubu ogrodników i usiadł na ławce zrezygnowany. Przeszukał już każdy zakamarek na dziedzińcu, a nawet gdyby dziewczyna weszła do szkoły to on na pewno by to zauważył.
  Oparł się plecami o ławę i wychylił głowę do tyłu, by się chwile zastanowić. Rozkoszował się przyjemnymi promykami słońca, które ogrzewały jego twarz.
  Zauważył, że obok niego ktoś przeszedł. Myśląc, że to może być Serein. Szybko podniósł głowę. Niestety to nie była ona. Do szkoły kierował się nie za wysoki chłopak w białej rozpiętej koszuli i spodniach moro. Widząc te ostatnie prychnął pod nosem:
- Kto takie coś może nosić? Okropieństwo.
  Skierował swój wzrok w niebo. A może Sere poszła do domu? Szybko wyciągnął swój telefon. Ledwo co wybrał numer, jego komórka wydała parę szybkich dźwięków i  wyświetlacz zrobił się czarny. Alexy przeklął swoje całonocne słuchanie muzyki i wstał z ławki. Spojrzał na budynek szkoły. Musi się stąd wyrwać i uratować przyjaźń swoich przyjaciółek. Nie może być taki słaby jak wtedy, gdy stracił kogoś, kto był dla niego bardzo ważny.
  Bez chwili zastanowienia wybiegł za bramy liceum.

- Boże, więcej ich nie miała? – marudził Armin.
   Maszerowałam przed nim i zrywałam wszystkie odbitki po kolei, zaś Ar wędrował za mną z kubłem na śmieci, już prawie po brzegi wypełnionym.
- Nie marudź. Sam zaoferowałeś swoją pomoc! – odparłam już trochę zirytowana.
- Już wolę siedzieć w tym całym klubie ogrodników!
   Przewróciłam oczami i starałam się go więcej nie słuchać. Zastanawiałam się czy Alexy już rozmawiał z Serein. Miałam nadzieję, że wszystko się wyjaśni i ona mi wybaczy. Choć po chwili zastanowienia nawet nie wiedziałam co ma mi wybaczyć.
  Nagle zdałam sobie z czegoś sprawę i zaprzestałam zrywania kartek. Armin, który ciągle podążał za mną wpadł na mnie przez co kubeł wypadł mu z rąk i wszystko rozsypało się po ziemi.
- Ej! Zrobiłaś to specjalnie!
   Pokręciłam zdumiona głową i wskazałam ręką na drugi koniec korytarza, który był oblepiony mnóstwem zdjęć.
- Czy my czasem już nie zajęliśmy się tamtą stroną wcześniej?
   Chłopak spojrzał w skazanym kierunku i zmarszczył brwi.
- Cziter! Ta Pigi cały czas oszukuje!
- Nazywa się Peggy! A zresztą, byłeś blisko – westchnęłam. – Myślę, że ona gdzieś ciągle kseruje te zdjęcia. Tylko gdzie? – zastanawiałam się.
   Ciemnowłosy się uśmiechnął.
- No to naszym następnym questem będzie odnaleźć jej bazę! – orzekł podekscytowany.
- Ale wcześniej musimy tutaj posprzątać, bo nauczyciele się wściekną – powiedziałam i uklękłam, by wszystko pozbierać.
- O nie! – sprzeciwił się. – Będzie lepiej jak już zacznę szukać, pójdzie szybciej.
- Pójdzie szybciej jeśli mi pomożesz!
- Zostaw to. Chodźmy poszukać bazy wroga.
   Nie wytrzymałam i w końcu wybuchłam:
- To sobie szukaj sam! – warknęłam i zaczęłam dalej zbierać śmieci.
   Zauważyłam, że chłopak nadal stoi w tym samym miejscu, lecz zaraz uklęnął i również zaczął sprzątać.
- Co ty tu jeszcze robisz? – rzuciłam by przerwać cisze.
   Chłopak uśmiechnął się do mnie nie przerywając czynności.
- Jesteśmy drużyną, która powinna trzymać się razem. Dwoje osób to podwójne doświadczenie.
   Uśmiechnęłam się lekko śmiejąc się w duchu z jego ciągłych porównań do gier.

   Po skończeniu zbierania papierków zastanawialiśmy się od czego zacząć. Mimo pozorów szkoła była duża, więc Peggy ze zdjęciami mogła ukrywać się wszędzie.
- A ile w ogóle mamy w szkole kserokopiarek? – zapytał Armin.
   Zastanowiłam się i zaczęłam po kolei odliczać na palcach:
- Jedna jest w pokoju nauczycielskim, ale jest przeznaczona tylko dla nauczycieli. Druga stoi w bibliotece, lecz jest nieczynna po wybrykach kilku uczniów, którzy kserowali sobie tyłki. Została nam jeszcze ta, która jest w pokoju gospodarzy… - Uderzyłam się dłonią w czoło. – No tak! Pokój gospodarzy! Armin jesteś genialny!
- No wiem, nie musisz mi tego mówić – odparł przyjaciel szczerząc się szeroko.
- To idziemy! – Pociągnęłam go w stronę sali. Kiedy już tam dotarliśmy nagle drzwi od pokoju otworzyły się przed nami, przez co o mało dostałam w nos. Zza nich wyszedł brunet, którego wcześniej nie widziałam.
- Teraz wystarczy, że dostarczysz nowe zdjęcie i od jutra możesz normalnie tu uczęszczać. – Usłyszałam głos Nataniela, który mnie zauważył i uśmiechnął się ciepło.
- Coś się stało? – zapytał.
   Kiedy spojrzałam mu w oczy straciłam całą pewność siebie. Poczułam, że zaczyna zasychać mi w gardle. Na szczęście Armin wyszedł przede mnie.
- Ksero działa? – spytał krótko.
- Działa. Dlaczego pytasz? Potrzebne wam?
- N-nie pozwól Peggy jej używać! – wydukałam.
   Spojrzałam kątem oka na bruneta, który ciągle tam stał. Przyglądał mi się bardzo uważnie. Odwróciłam wzrok, by dłużej na niego nie patrzeć. Był jakiś dziwny…
- Dlaczego miałbym jej zakazać używanie ksera? Ustalono, że należy ono również do gazetki szkolnej. – Nat był bardzo zdziwiony naszym zachowaniem. Widocznie Lysander jeszcze z nim nie rozmawiał.
- Słuchaj, po prostu nie daj jej dojść do ksera i tyle – nakazał Armin.
 Nataniel zrobił facepalma.
- Mógłbym chociaż usłyszeć jakieś wyjaśnienia…
- Nataniel! – Dało się usłyszeć głos białowłosego.
- Musimy pogadać. To ważne. – W tej chwili chłopak mnie zauważył i zmrużył swoje oczy. – Chyba, że już mu powiedziałaś?
- A co mi, do cholery, niby miała powiedzieć?! – wkurzył się blondyn.
   Kiedy już miałam się odezwać brunet, który wcześniej tylko się przysłuchiwał wtrącił się do rozmowy:
- Chyba chodzi jej o to. – Podał jakąś kartkę Natanielowi. Od razu domyśliłam się, że to właśnie zdjęcie z kompromitującymi oskarżeniami. Blondyn przyglądał się temu z niedowierzaniem. Tak bardzo chciałam się wtedy zapaść pod ziemię! Mimo wszystko nie chciałam, żeby pomyślał o mnie coś złego.
- Co to jest? – zapytał po chwili.
- To był wypadek – wybełkotałam.
- Peggy zrobiła to zdjęcie i dodała do niego złośliwy komentarz, następnie rozmieściła to po całej szkole – wyjaśnił Lysander.
- Ściągaliśmy te plakaty, ale tylko ich przybywa – dodał Armin.
   Nataniel zastanowił się chwilę i zgniótł kartkę.
- Idziemy do niej wyjaśnić tę sprawę. Nękanie innych czy to publicznie, czy indywidualnie nie przystoi uczniom Słodkiego Amorisa. Dopilnuję by Peggy została ukarana za swe czyny. – W tym momencie spojrzał na mnie. – Zostań tutaj, my się tym zajmiemy – rzekł i ruszył z Arminem i Lysandrem wgłąb szkoły.
   Zostałam z nowym uczniem sama. Między nami panowała niezręczna cisza. Swój wzrok skupiłam w ziemię, ale nadal czułam jego spojrzenie na sobie. Chciałam szybko od niego uciec.
- Cóż, to ja już może pójdę – powiedziałam i szybko odwróciłam się w odwrotnym kierunku, aby odejść, ale ten mocno złapał mnie za nadgarstek. Spanikowałam i zaczęłam się szarpać.
- Puść mnie! To boli!
- Ty jesteś Hetania? Prawie cię nie poznałem – rzekł w końcu. – Widocznie nie tylko ja postanowiłem się zmienić.
- Kim jesteś? – zapytałam przerażona. Nigdy nie widziałam na oczy tego chłopaka. Nie miałam też pojęcia skąd mógłby mnie znać.
   Dłoń na nadgarstku zacisnęła się mocniej, aż zapiszczałam z bólu. Brunet przybliżył swoją twarz do mojego ucha i szepnął z wrednym uśmieszkiem:
- To ja miałem być tym, który zamieni twoje życie w piekło, ale widocznie inni już to robią za mnie – powiedziawszy to wypuścił mnie ze stalowego ucisku i ruszył w swoją stronę.
   Stałam jak sparaliżowana z szybko bijącym sercem. Najpierw zdjęcia, później kłótnia z Serein, a teraz ten koleś! Mam dość! Mam już tego kompletnie dość!

   Alexy biegł przez miasto. Nie wiedział gdzie mieszka Serein, lecz ta nie mogła wrócić od razu do domu, bo jej rodzice tam byli, a przecież jeszcze nie skończyły się lekcje. Dysząc ze zmęczenia skierował się w stronę parku. Tam już idąc normalnie rozglądał się za dziewczyną.
   Już tracił nadzieję, kiedy zauważył ją przy stawie. Podszedł do niej i położył dłoń na jej ramieniu.
- Wszyscy się o ciebie martwią. – Czerwnowłosa nawet nie drgnęła. Chłopak jednak się nie zrażał. – Wracajmy do szkoły zanim nauczyciele zauważą nasze zniknięcie.
- Daj mi spokój – rzuciła ostro wpatrując się w jeden niewidzialny punkt przed sobą.
- Serein, nie możesz od tak sobie opuszczać szkoły!
- Właśnie, że mogę! – Alex dłużej nie wytrzymał i szybkim ruchem złapał ją za głowę odwracając ją do siebie.
- Wiem, że jesteś zła na Hetanię za te zdjęcia, ale to nie jej wina. To był wypadek. WY-PA-DEK!
   Do jej oczu napłynęły nowe łzy.
- Wiem, zrozumiałam to i już nie jestem zła za to. – Niebieskowłosy odczuwając ulgę wypuścił jej głowę i dosiadł się obok.
- No to co tutaj jeszcze robisz?
- Ona mnie nienawidzi – wyznała Sere łamiącym się głosem.
- Głupoty gadasz! Hetania nigdy by cię nie znienawidziła! – uśmiechnął się. Ciemnooka nadal była nieprzekonana.
- Nie wiesz co jej powiedziałam. To straszne jak ją potraktowałam. – Ukryła twarz w dłoniach. Zapadła cisza. Po dłuższej chwili Alex objął ją ramieniem.
- Ona zrozumie. Musi zrozumieć jako twoja przyjaciółka. Przecież nie przyjaźnicie się od wczoraj. Wasza więź jest silna i jakieś tam oskarżenia nie mogą tego zniszczyć. – Chłopak poczuł ból w klatce piersiowej, ale postarał się to zignorować. – Poza tym skąd wiesz, że jest na ciebie zła? Tak naprawdę to bardzo przeżywa to wszystko i pewnie chciałaby żeby wszystko było jak dawniej. - Serein głęboko westchnęła i w końcu się uśmiechnęła.
- Dzięki, Alexy, jesteś najlepszy! A teraz wracajmy do szkoły, bo muszę z kimś pomówić.

   Gdy już zdążyłam ochłonąć po akcji z tym…kimś. Poszłam na dziedziniec. O dziwo Kastiela tam nie było. Właściwie to po szarpaninie z Amber już go nie widziałam. Czyżby znów urwał się z ostatnich lekcji?
   Z moich rozmyśleń wyrwał mnie głos Peggy, którą było słychać już przy wejściu do szkoły.
- Dajcie wy mi wszyscy święty spokój! – krzyczała wściekła. Nataniel próbował coś powiedzieć, ale ta mu ciągle przerywała, co wywoływało u niego facepalmy. Lysander zaś jakby był nieobecny, a Armin stał i przyglądał się temu z kwaśną miną.
- To nie ja zrobiłam te zdjęcia! Ktoś po porostu mi je dał – tłumaczyła się. Mówiła tak głośno, że stojąc dość daleko słyszałam wszystko wyraźnie.
   Nagle moją uwagę przykuła Serein z Alexym wchodzących przez bramę szkoły. Czerwonowłosa szybkim krokiem podeszła do Peggy i złapała ją za ramię. Obie dziewczyny zaczęły na siebie krzyczeć równocześnie. Chłopcy próbowali je rozdzielić  ale te wymachiwały energicznie rękoma. Natanielowi i Lysandrowi się dostało. Armin doskonale unikał każdego ciosu. Chwilę później Peggy odeszła ze wściekłym wyrazem twarzy.
   Stałam na schodach wszystko obserwując, aż Serein odwróciła się w moją stronę wskazując na mnie palcem.
- TY! – krzyknęła zmierzając w moją stronę.
   Jej mina nie wróżyła nic dobrego. Była wręcz straszna! Jakby chciała mnie zabić! Nie wiedząc co robić puściłam się biegiem za szkołę.
- Czekaj! – krzyczała zaczynając mnie ścigać.
   Odwróciłam się za siebie i ujrzałam w jej oczach zapał. Tryb Terminatora! Już po mnie!
   Zaczynałam tracić siły, aż na koniec zahaczyłam o wystającą gałąź i utknęłam w miejscu próbując wyrwać koszulkę.
   Czerwonowłosa szybko dobiegła do mnie. Zrobiwszy krok w moją stronę skuliłam się. Już byłam przygotowana na jakikolwiek atak z jej strony, gdy ta bez słowa mnie przytuliła. Byłam wyprostowana jak struna i z początku nie wiedziałam jak mam się zachować. Jednakże sekundę później już wtulałam się w przyjaciółkę jak jakieś małe dziecko, bojące się wszystkiego.
- Przepraszam. Nawet nie dałam ci dojść do słowa i powiedziałam te okropne rzeczy.
- Jest dobrze – powiedziałam cicho. – Nic takiego się nie stało. Lepiej o tym zapomnijmy, zgoda?
- Zgoda – odpowiedziała uradowana.
   Znów uścisnęłyśmy się chichocząc przy tym. Sere pomogła mi wyplątać się z krzewu i wróciłyśmy do chłopaków. Jako pierwszy podbiegł do nas Alexy.
- I jak? Wszystko wyjaśnione?
- Tak – odpowiedziałyśmy zgodnie uśmiechając się.
- Tak się cieszę! – uradował się chłopak. – Rany, tak się tym przejąłem, że chyba zaraz się popłaczę – zaśmiał się szczerze.
- Wy to macie dziwne rytuały. Żeby biegać wokół szkoły nim się pogodzicie – stwierdził Armin, który już do nas doszedł wraz z Lysem i Natanielem.
- Haha, dziwnie wyszło. – Podrapałam się po głowię speszona.
- Peggy została zawieszona w gazetce szkolnej do odwołania, dodatkowo będzie zostawała w szkole po lekcjach przez tydzień – poinformował mnie Nataniel.
- Ach, dzięki – uśmiechnęłam się.
- Nie ma sprawy – odwzajemnił uśmiech. – Wracam już do pokoju. Mam trochę papierów. Uważaj na siebie – powiedziawszy to udał się do szkoły.
- Cóż, dobrze, że już po sprawie – dodał Lysander. – Skończyłem lekcję, więc pójdę już do domu. Gdzie ten notatnik…
   Spojrzałam na Serein, która zerknęła na mnie i uśmiechnęła szeroko.
- To na razie Lysander! – Pomachała mu. Zdziwiona patrzałam to na oddalającego się Lysa, to na stojącą obok Serein.
- Nie idziesz z nim? Przecież też już skończyłaś lekcję.
- Poczekam tą godzinkę na moją przyjaciółkę i razem pójdziemy do domu. – Dała mi kuksańca w bok. Uśmiechnęłam się do niej i oddałam jej. Zaraz doszło do przepychanek między nami. Niedługo później usłyszałyśmy chrząknięcie Armina.
- Ekhm… Nie chcę przerywać tej cudownej atmosfery – zaczął. – Ale mój szalik już jest cały mokry – mówiąc to wskazał na swojego brata wycierającego nos w materiał.
- No co? Strasznie wrażliwy jestem! – usprawiedliwił się.
   Całą czwórką wybuchnęliśmy śmiechem.

   Pożegnawszy się z Sere i bliźniakami zmierzałam w stronę domu. Cieszyłam się, że jest już weekend i będę mogła troszkę poleniuchować w domu. Byłam szczęśliwa, że Serein już nie jest na mnie zła. Powiedziała nawet, że musimy się jutro u niej spotkać, bo ma mi coś ważnego do powiedzenia. Uśmiechając się pod nosem usłyszałam dźwięk sms’a. Wyjęłam komórkę i szybko odczytałam wiadomość:

„Następnym razem z takimi sprawami od razu przychodź do mnie.”

Nataniel

   Moje policzki zrobiły się czerwone, szybko potrząsnęłam głową.
Głupia, to było tak po koleżeńsku”  skarciłam się w myślach.
   Zbliżając się już do mieszkanie usłyszałam za sobą kichnięcie. Odwróciłam się i ujrzałam wysoką dziewczynę z długimi kręconymi włosami koloru fioletowego i czerwonymi oczyma. Wpatrując się w nią rozpoznałam kto to taki...