piątek, 27 października 2017

Rozdział IX - Wszędzie problemy

   Stał oparty jednym ramieniem o futrynę drzwi. Był bardzo pewny siebie. Wiedział, gdzie mnie znaleźć i kiedy przyjść. Nie mogłam się nadziwić jego pojawieniem się. Myślałam, że będę miała spokój, że to tylko głupie pogróżki. Teraz stałam przerażona wpatrując się w jego szeroki uśmiech. Nie byłam w stanie cokolwiek powiedzieć. Zrobiłam jeden krok w tył, bo w tej sytuacji tylko na tyle było mnie stać. Zwłaszcza, że ze szklarni było tylko jedno wyjście, które on tarasował. Ku memu przerażeniu on zrobił to samo, w przód. Kolejny mój krok w tył, kolejny jego krok w moją stronę. Był najwyraźniej usatysfakcjonowany moją reakcją, bo jego uśmiech z każdą chwilą robił się coraz większy.
  - Jesteś żałosna - usłyszałam w końcu.
   Zmierzyłam go wzrokiem. O co mu tym razem do cholery chodzi? Grozi mi, zastrasza, nawiedza w najmniej oczekiwanym momencie i jeszcze wyzywa od żałosnych.
  - Czego chcesz? - wypaliłam zbierając całą swoją odwagę.
  - Zemsty - uśmiechnął się złowrogo.
  - Niby za co? Co ja ci takiego zrobiłam?
  - Nie pamiętasz? Nie bądź głupia i przestań udawać, że mnie nie poznajesz! - warknął zirytowany.
   Zastanowiłam się chwilę. Nie ma mowy, żebym go znała. Nawet gdyby taka osoba przewinęła się jakoś w moim życiu to zapamiętałabym to. Zwłaszcza, że musiałam coś złego zrobić, ale za nic nie mogłam sobie przypomnieć co. Przyjrzałam mu się po raz kolejny. Wysoki chłopak, w czarnym podkoszulku i  białej rozpiętej koszuli, w spodniach moro. Do diabła, nic mi to nie mówi! Byłam tak zdenerwowana zaistniałą sytuacją, że nie mogłam się skupić. To wszystko mogło trwać tylko chwilę, lecz dla mnie czas jakby spowolnił. Zupełnie jakby szklarnia była miejscem, gdzie życie się zatrzymuje, przez otaczającą ją niewidzialną barierę.
   "Jeszcze raz, spokojnie." uspokajałam się w myślach. Przyjrzyjmy się po prostu jeszcze raz... Prześwietliłam go od góry do dołu. Brązowe włosy, które były porozrzucane na boki, wąska i szczupła twarz, niezbyt duży nos oraz wielkie, zielone oczy.
   Oparłam się o stolik za mną, na którym były porozrzucane różne, pewnie już przeterminowane odżywki dla roślin. Wbiłam swój wzrok w ziemie. To wszystko mnie trochę przytłaczało.
  - Wiesz, jak patrzę na Twoje oczy to przypomina mi się pewna sytuacja zza czasów gimnazjum - zaczęłam lekko drżącym głosem. Nie zdawałam sobie sprawy co mówię. Ze stresu, czy też strachu zaczęłam bredzić głupoty. - Kiedyś idąc do szkoły zobaczyłam małego chłopca, który siedział na ziemi i płakał. Okazało się, że jacyś starsi kolesie zniszczyli jego ulubiony kalkulator, a jego okulary połamali. Nic bez nich nie widział, był bardzo wystraszony i nie wiedział co robić. Zaoferowałam mu swoją pomoc, ponieważ zrobiło mi się go żal. Oddałam mu swój kalkulator i prowizorycznie zakleiłam mu taśmą okulary, żeby jakoś mógł z nimi funkcjonować. Nie mógł ich założyć, bez nich był ślepy jak kret, więc musiałam mu też i w tym pomóc. Przy ich zakładaniu spojrzałam mu prosto w oczy. M-masz podobny kolor. Chyba coś mu wtedy powiedziałam, ale nie potrafię sobie przypomnieć co.
   Nie wiem co sobie myślałam opowiadając mu takie bzdury. W ten sposób udowodniłam jaka to faktycznie jestem żałosna. Bałam się spojrzeć na chłopaka. Bałam się tego, co się zaraz może stać. Bałam się tego, co może mi zrobić.
  - "Czemu nie zaczniesz nosić soczewek, masz bardzo ładny kolor oczu..." - usłyszałam.
   Wstrząsnęło mną. Dalej wpatrywałam się w ziemię nie wierząc własnym uszom. Nic teraz kompletnie nie rozumiałam. Zbyt dużo informacji? Stresu? Szoku? 
   Podniosłam głowę by na niego spojrzeć. Już nie mierzył mnie swym wzrokiem. Głowę miał lekko pochyloną i wpatrywał się w nieokreślony punkt na ziemi. Przeczesał bardzo powoli swoje włosy.
- Taaa... - westchnął cicho. - Tak jak myślałem, nie potrafię się na tobie zemścić, ani być dłużej złośliwym. To nie w moim stylu - powiedział i wyszedł szybkim krokiem.
   Stałam przez chwilę jeszcze w tym samym miejscu po czym osunęłam się na kolana. Nie mogę uwierzyć! Ken wrócił, a ja go nie poznałam. Dlaczego tak nagle i bez ostrzeżenia? W dodatku nadal nie mam pojęcia o co ma mi za złe. To prawda, że trochę go unikałam w liceum i ignorowałam jego zaloty, lecz gdy wyjeżdżał i wręczał mi maskotkę naprawdę było mi przykro. Może... może to właśnie to? Chciałabym z nim o tym pogadać, lecz nie wiem czy jestem w stanie. To nie jest już ten sam Ken. Zmienił się nie tylko z wyglądu, ale również z charakteru. Jedynie co mu pozostało to kolor jego oczu, choć z początku były one zimne. Jeżeli będę miała okazję i wystarczająco odwagi muszę z nim porozmawiać. Nie chcę, żeby między nami były nieporozumienia, mimo wszystko. Zwłaszcza, że to sprawia mu ból, a mnie przysparza problemów.
   Z rozmyślań wyrwał mnie trzask przy drzwiach. Czyżby Ken wrócił? Albo w końcu Armin?
   Gdy uniosłam głowę przy wejściu do szklarni ujrzałam znajomą mi osobę, którą jakiś czas temu przyłapałam w dwuznacznej sytuacji - Melanię. Jej obecna mina na pewno nie klasyfikowała się do maski słodkiej pilnej uczennicy. Widziałam jak zaciska pięści tak, że jej kostki robiły się niemal białe. Odnosiłam wrażenie jakby zaraz miała się na mnie rzucić. Jakbym miała niewystarczająco kłopotów na dziś. Jak się wali to wszystko, jak zwykle.
  - Coś chciałaś, Melanio? - zapytałam. Wszak nie za często rozmawiamy...
  - Nie udawaj idiotki, dobrze wiesz czemu tu jestem! - ...a jeszcze rzadziej rozmawiamy kiedy Mel prawdopodobnie chce mnie rozerwać na strzępy. Zresztą, skoro już dwie osoby wyzywały mnie od idiotek i głupich to chyba musi być coś na rzeczy.
  - Nie rozumiem o co ci chodzi, uspokój się i porozmawiajmy normalnie. 
  - O, nie - zaczęła spokojnej, choć to wcale nie pocieszało. Widać było, że zaraz ma wybuchnąć. - Już wystarczająco długo cię znosiłam. Widziałam jak cały czas kręcisz się obok Nataniela. Serio myślisz, że uda ci się go poderwać na jakieś sztuczne niebieskie włosy i filetowe oczy?
  - Nadal nie wiem o co kręcisz taką aferę. Z tego co mi wiadomo Nataniel jest wolnym człowiekiem i każdy może z nim pogadać, czy jak twierdzisz pokręcić się obok niego - rzekłam wstając i otrzepując spodnie z ziemi. Ta jej zaciekłość w trzymaniu gospodarza przy sobie jest gorsza niż Amber w stosunku do Kastiela. Tak czy siak nadal współczuję jego fankom. - Zresztą nie rozumiem co tobie akurat do tego - zmierzyłam szatynkę wzrokiem.
  - Bardzo dużo - warknęła. - Było nam o wiele lepiej zanim się pojawiłaś. Każdego ranka przychodziłam do szkoły wiedząc, że go zobaczę. Każdego dnia byłam przy nim. Wiem o wiele lepiej od ciebie co on czuje, jakie ma życie i co codziennie przechodził zanim wyprowadził się od rodziców. Aż tu nagle... Puf! Zjawiasz się ty i niszczysz wszystko. Przychodzisz do pokoju gospodarzy po byle pierdołę, przeszkadzasz nam nawet...
- ...w wzajemnym rozbieraniu się? - dokończyłam za nią krzyżując ręce na piersiach. Może to faktyczna okazja, żeby dowiedzieć się co się stało. Choć nie jestem pewna czy wciąż mogę jej ufać i czy nie przekoloryzuje historii. Urocza gospodyni klasy triumfalnie się uśmiechnęła.
- Boli, co? Ale uspokoję cię zanim zaczniesz rozsiewać plotki.

   - No nie! - krzyknął Alexy. - Zapomniałem słuchawek ze szkoły. Muszę koniecznie po nie iść.
   Cała trójka akurat była w kawiarni nieopodal szkoły i czekali na zamówione napoje i ciastka. Zaraz po tym mieli oprowadzić Ayase po reszcie miasta, by na koniec pójść na zakupy.
  - Nie mógłbyś załatwić tego jutro? - zirytowała się lekko Serein.
  - Nie mogę, to moje ulubione i jedyne słuchawki - pisnął chłopak i zrobił minę zbitego psa. - Limitowana edycja, wydałem na nie mnóstwo oszczędności!
  - W takim razie wracamy się do szkoły - rzekła czerwonowłosa wstając od stolika.
  - A co z naszymi zamówieniami? Zapłaciliśmy z góry! - zaprotestowała Aya.
  Wszyscy zastanowili się chwile. Alexy nie chciał za żadne skarby pozostawiać na noc w szkole swój ukochany sprzęt. Wahali się długo z Serein, ponieważ obiecali Hetuś oprowadzić jej przyjaciółkę po mieście. Nie chcieli jej zawieść. W końcu skończyło się na tym, że bliźniak poszedł sam do szkoły obiecując szybko wrócić, ku małemu niezadowoleniu Serka.
  - Wrócę szybko! - pomachał dziewczynom na odchodne puszczając całusa.
  - A spróbuj tylko nie! - rzuciła za nim czerwonowłosa.
   Dotarłszy na miejsce pędem udał się w stronę swojej szafki. Szkoła była opustoszała i bardzo cicha. To był dziwny nastrój zważając na to jak gwarnie jest tu za dnia. Spotkał przy wejściu jedynie swojego brata, ale nie zainteresował się gdzie się wybierał. Postanowił później sprawdzić czy jego bliźniak nie zostawił przyjaciółki z pracą w ogrodzie. Co prawda to nie w jego stylu i nie dopuściły by się do tego, ale lepiej dmuchać na zimne. 
   Szafkę przetrząsnął dokładnie kilka razy, ale nie potrafił znaleźć swojej zguby.
  - Cholera! - syknął opierając głowę odrzwi zamkniętej szafki.
   Wytężył umysł i zaczął odtwarzać swój dzień ze swoimi ukochanym zestawem słuchawek. Wszystko oczywiście było jak przez mgłę. "Nie ma co stać w miejscu, przypomnę sobie w trakcie dalszych poszukiwań" pomyślał. Zaczął od piętra. Co prawda na chemii coś mu świtało, że je miał, warto to sprawdzić. Na całe szczęście nie trafił na Panią Delanley i nie musiał znosić jej kąśliwych uwag, kar czy innych surowości z jej strony. Na nieszczęście słuchawek tam nie było. Następnie krążył z jednej sali do drugiej w dalszym poszukiwaniu, gdy sprawdził wszystkie tamtejsze miejsca, w których dzisiaj był udał się na parter w stronę biblioteki. Było to ostatnie miejsce, w którym mógł je stracić. Jak ich tam nie będzie to miesięczna przerwa na zakupy w zebraniu odpowiedniej kwoty na sprzęt poszła na marne.
   Stanął przed drzwiami biblioteki. Nie było już prawie nikogo w szkole, miał nadzieję, że nie było jeszcze zamknięte. Chwytając klamkę modlił się w duszy, żeby tak nie było. Drzwi rozstąpiły się. Miał ogromne szczęście. Wchodząc do pomieszczenia okazało się, że był w nim gospodarz siedzący przy stole nad stosem kartek.
  
  - Masaż? Jak dla mnie nie wyglądało to na żaden masaż - rzekłam unosząc brew.
  - Ależ właśnie tak było - powiedziała Melania przeczesując włosy. W tym momencie nie różniła się niczym od Amber. Przechwałki, zbytnia pewność siebie i walka o chłopaka, która i tak nie była tego warta. - Nataniel był bardzo zmęczony pracą, dlatego zaoferowałam mu masaż na rozluźnienie mięśni. Długo siedział nad papierami, które powierzyła mu Pani Dyrektor i od tego plecy oraz kark zaczęły go boleć. Mała wymiana zdań i był nawet w stanie ściągnąć koszule! Jednakże naszą sielankę oczywiście musiała przerwać niebieskowłosa lala, która nagle zapragnęła być potrzebna!
  - Kiedy zaproponowałam mu swoją pomoc Nataniel nie miał nic przeciwko temu. Poza tym nie wierzę, że mógłby ściągnąć koszule ot tak. Szczególnie przy dziewczynie, której już raz dał kosza.
   Ostatnie słowa wywołały napływ krwi do twarzy brunetki. Widocznie wciąż nie pogodziła się z tym faktem i mimo wszystko wciąż próbuje go trzymać na siłę przy sobie. Gdyby Violetta, Kim, Iris i reszta mogli zobaczyć jej prawdziwe oblicze. Ciekawe jak by zareagowali? Już była taka Debra... 
  - Wiesz co, mów co sobie chcesz, ale nie myśl, że będę się przyglądać twoim marnym zalotom.
   Westchnęłam ciężko.
  - Nadal nie sądzę, żeby pomoc przy papierach były zalotami. A jeśli już to dosyć słabe, nie uważasz? - rzekłam bardzo spokojnie, choć cała ta scena bardzo mnie denerwowała. - A zresztą, co Ty takiego możesz mi zrobić, że pojawiasz się przede mną i zaczynasz mi w pewien sposób zagrozić, czy też uprzykrzyć życie? Nie boisz się, że ta maska idealnej uczennicy w pewnym momencie nie spadnie i nie rozbije się, a wszyscy inni zobaczą jaka jesteś?
   Melania oparła swoje dłonie na biodrach przybierając triumfalna pozę.
  - Oj, Hetuś, naprawdę myślisz, że nie ujdzie mi to płazem? Do tej pory wszystko szło gładko. - Widząc moją zdezorientowaną minę Mel kontynuowała dalej. - Jak myślisz, kto ci ciągle kłody pod nogi rzuca? Farba oraz zdjęcie z Lysandrem w rękach Peggy to moja prawka! Ba, nawet zasugerowałam dyrektorce, że ktoś powinien posprzątać szklarnie, najlepiej ktoś z klubu ogrodników. A mogę jeszcze więcej, a ty i tak nic z tym nie zrobisz, bo nie masz na mnie żadnych dowodów.
   Po jej słowach zalał mnie zimny pot. Wiedziałam, że Melania nie pała do mnie sympatią, ale nigdy nie spodziewałabym się po niej czegoś takiego. Szczwana lisica, wszystko dobrze obmyśliła i naprawdę zrobiło to na mnie wrażenie. Myślę, że o wiele większe niż pojawienie się Kena. Musiałam coś zrobić, nie mogę pozwolić, żeby faktycznie poniosła konsekwencje. Tylko co? Do dyrektorki nie pójdę, bo jest jedną z jej ulubienic, dziewczyny z jej klasy mi nie uwierzą, a żeby nie wybrać się do Nataniela mogłabym znaleźć masę innych powodów. Zostałam z tym sama i nie mogłam nic z tym zrobić. Póki co.
  - Skoro już sobie wszystko wyjaśniłyśmy - uśmiechnęła się. - Zostawię cię samą, masz tutaj co robić.
   Odeszła szybkim krokiem zostawiając mnie. Ponownie oparłam się o stół z odżywkami dla roślin i westchnęłam. Nawet nie zaczęłam porządkować szklarnię, a już jestem padnięta.

  - Co robisz? - spytał Alexy podchodząc do Nataniela, który siedział do niego tyłem. Blondyn szybko podniósł się z krzesła zrzucając papiery na ziemię. Od razu przykuły uwagę różowookiego. - Czy to zdjęcie Hetanii i Lysandra? Czemu je tutaj trzymasz?
   Gospodarz zrobił się czerwony i zaczął się jąkać. Alex stał w tym samym miejscy spoglądając to na Nataniela, to na zdjęcia.
  - Złapałeś mnie na gorącym uczynku - rzekł blondyn po chwili przeczesując włosy. - Jak na nie patrzę to robię się chorobliwie zazdrosny. - Widząc zdezorientowaną minę jednego z bliźniaków kontynuował dalej. - Jestem zazdrosny, że nie potrafię zbliżyć się do niej na tyle blisko, aby zachować ją tylko dla siebie.

2 komentarze:

  1. Wow! Komentarz trochę po czasie, ale szczerze... po tylu miesiącach nie spodziewałam się, że kolejny rozdział się pojawi.
    Jednak czytanie sprawiło mi ogromną przyjemność. Mam nadzieję, że będziesz kontynuować tę historię ;D

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń